Na te ciekawe miejsca spacerowe, zwróciła mi uwagę koleżanka z pracy, podczas przerwy na kawę. Owa koleżanka sama nie spaceruje z psem, ale lubi zapuszczać się w różne zielone tereny. Dlatego często wymieniamy się pomysłami na „niedzielny” spacer po łonie natury czy dzielimy szlakami z weekendowych lub urlopowych wyjazdów.
Tym razem rozmawiałyśmy o Mazowieckim Parku Krajobrazowym i piaszczystych ścieżkach usadowionych pomiędzy brzozami i wrzosami. Kiedy koleżanka zwróciła mi uwagę, iż nieopodal MPK są bardzo fajne tereny i ścieżki biegnące wzdłuż brzegu Wisły. Oczywiście, od razu przeprowadziłam inspekcję poprzez Google maps oglądając wszystko w widoku satelitarnym i zapisałam sobie pomysł na trasę spacerową do mojego Bujo.
Nadszedł weekend, a mi się chciało udać na spacer tam, gdzie nas jeszcze nie było. Naturalnie, z pomocą nadszedł Bullet Journal i moje zapiski w nim poczynione.
Podejście pierwsze – Ujście Świdra
Pierwotny plan zakładał, że rozpoczniemy swoją wędrówkę od okolicy miejsca budowy Mostu Południowego. Jednak musiałam mocno zweryfikować swój pomysł, gdyż jak się na miejscu okazało, Google trochę przekłamał sprawę z dostępnością ścieżek. Tam gdzie niby miały być ścieżki, dostęp do nich broniły ogrodzone tereny prywatne.
Trochę zła, zmarznięta i mokra (akurat tego dnia padało) wróciłam z mokrymi psami do samochodu i zaczęłam wertować mapy i ścieżki ponownie. No bo przecież się nie poddam! Po okolicy, w której obecnie się znajdowaliśmy, nie chciałam krążyć, gdyż wyglądało na to, że są tam jedynie ogrodzone osiedla.
Ostatecznie stanęło na tym, że pojechaliśmy na obrzeża Otwocka. Samochód zostawiłam na ul. Górki, wypakowałam chłopaków i ruszyliśmy w poszukiwaniu ścieżki nad Świder. Jak to Pani z tamtych okolic mi powiedziała „Idzie Pani od skrzyżowania ulic w prawo i gdy po lewej stronie skończą się zabudowania, skręci Pani w lewo”. Co też uczyniłam i trafiłam na ścieżkę, która doprowadziła nas do rzeki Świder, a następnie do ujścia Świdra do Wisły.
Od tego momentu w przeważającej większości chodziliśmy ścieżkami, które były przy samym brzegu lub tuż nad brzegiem. Co czasami kończyło się tym, że wstrzymywałam oddech widząc, jak chłopaki bez najmniejszego zawahania, przebiegali jedynie na kilka centymetrów od krawędzi brzegu. Mimo, że byliśmy tam sami, to okoliczności przyrody wzbudzały, we mnie, duże emocje.
A oprócz nakreślonych ścieżek, które przyprawiały, niekiedy, o zawrót głowy, to widoki były niczego sobie. Po lewej stronie płynęła wzburzona Wisła, Królowa polskich rzek. A po prawej stronie rozpościerały się dzikie łąki czy mniejsze i większe lasy.
W pewnym momencie stwierdziłam, że mam dosyć ostrożnego stawiania stopy tak aby nie zjechać urwiskiem do rzeki. I przy pierwszej okazji odbiłam na ścieżkę prowadzącą lekko w prawo. Co zmieniło nieco krajobraz, gdyż w niedalekiej przyszłości chodziliśmy między gęsto oplecionymi drzewami i krzakami, jak również co jakiś czas zwężającymi się ścieżkami o wielkich kałużach. Przeszyliśmy łącznie około 4 kilometrów i zarządziłam powrót do samochodu. Wróciliśmy tą samą trasą, która wyniosła około 8,5 kilometra.
Rezerwat przyrody Wyspy Zawadowskie
Ponieważ wiedziałam, że podczas poprzedniej wyprawy nie udało nam się przejść całej długości brzegu od budowy Mostu Południowego do ujścia Świdra. I jakoś tak, samoistnie wyszło, że cały dystans podzielił się mniej więcej na połowę, postanowiłam ponownie zaatakować tamten teren. Tym razem, start naszej wędrówki przesunęłam na rejon, gdzie zaczynają się Wyspy Zawadowskie.
Zjeżdżając z Wału Miedzeszyńskiego w prawo, przed rondem, dojeżdżamy do skrzyżowania ul. Bysławskiej oraz ul. Ogórkowej i natrafimy na malutki parking, gdzie można spokojnie zostawić samochód i udać się na przyjemny spacer. Rozpoczynając naszą wyprawę, postanowiłam iść ścieżką na wprost Wisły, aby potem odbić w lewo, przy drugiej krzyżówce ścieżek. Tutaj trzeba było trochę się natrudzić, ponieważ na ścieżce jest powalone drzewo. I o ile jeden piesek przeszedł pod pniem i był gotowy podążać dalej. O tyle drugi piesek postanowił wskoczyć na powalony konar i oczekiwać mojej pomocy przy schodzeniu. Ale jeżeli macie inteligentne pieski, to będziecie wiedzieć, ze z prawej strony jest wydeptana ścieżeczka, która obchodzi owo drzewo.
Kiedy dochodziliśmy do skrzyżowań dróg, wybierałam takie ścieżki, aby iść możliwie blisko Wisły. Co ostatecznie skończyło się na tym, że po kilkunastu minutach dreptania pośród zadrzewień dotarliśmy nad brzeg rzeki. Z niewielkimi wyjątkami, chodziliśmy wzdłuż Wisły lub przy przepustach powstałych pomiędzy lądem, a mniejszymi lub większymi wyspami Rezerwatu.
Tak, otóż w pewnym momencie chodziliśmy ścieżkami ulokowanymi w Rezerwacie przyrody Wyspy Zawadowskie. Wytyczone szlaki i ścieżki są ogólnodostępne, nawet dla spacerowiczów z psami. Jednak należy pamiętać, aby nawet przy sprzyjającej aurze, nie zachodzić na uformowane przez Wisłę piaskowe wyspy. Ponieważ to właśnie one są pod ścisłą ochroną, na nich mają swoje lęgi różnej maści ptaki.
W przeciwieństwie do poprzedniej wyprawy, dróżka biegnąca wzdłuż brzegu, nie prowadziła, dosłownie, przy samej krawędzi. Wręcz przeciwnie, wiodła ona a to trochę bliżej brzegu, a to trochę dalej, aby na pięćdziesiąt metrów oddalić się i wprowadzić spacerowiczów w nieduże krzaki. Co tylko dodawało uroku wycieczce, bo różnorodność w terenie to jest to, co spaceroholicy i wędrówkoholicy wielbią najbardziej.
Minęliśmy gęsto położone wyspy piaskowe porośnięte trawami wydmowymi i niewysokimi krzakami oraz niewielkie zatoczki, następnie przeszliśmy mniejszą ścieżką nad rzeką prowadzącą do większej ścieżki rozwidlającej się w kierunku miasta oraz prowadzącą wzdłuż stadniny koni (chyba). Idąc dalej przeszliśmy przez nieduży lasek, po czym ponownie szliśmy nad rzeką. Dalej, niespodziewanie weszliśmy na ścieżkę, która prowadziła pomiędzy wysoką, zeschniętą roślinnością. Obecnie teren lekko się wznosił, to znów łagodnie opadał, co przy wysokiej na ok. 150 cm zdrewniałej roślinności, dawało dość romantyczny klimat.
Tak dreptaliśmy, aż w pewnym momencie zwróciłam uwagę na to, iż znajdujemy się dokładnie w tym miejscy, gdzie ostatnio zawracaliśmy do samochodu. Zarządziłam krótką przerwę, a następnie nasze kroki zwróciliśmy w kierunku, z którego przyszliśmy.
Jednak, gdy minęliśmy teren stajni*, zamiast wrócić tą samą ścieżką, poszliśmy tą która byłą równoległa do niej, a z czasem znacznie odbiegała od niej i lekko skręcała w prawo. Tym samym odkryłam kolejne ciekawe tereny i różne możliwości spacerowania w tym miejscu.
*nie jestem do końca pewna, czy to była stajnia, ale wyglądała na takową
Bardzo ciekawy pomysł na spacer. Na pewno warto wybrać się w te rejony.
Zdecydowanie! Polecam chociażby dla urozmaicenia psich wędrówek. 🙂