Wzloty i upadki, to nieodłączny element współpracy z psem. Nie ważne jaki Twój pies jest, duży, mały, charakterny, bojaźliwy, zawadiacki. W pewnym momencie dojdziecie do punktu, gdzie coś pójdzie nie tak, będziecie nadawać na innych falach, każde z Was będzie chciało czegoś innego.
Albo w waszej współpracy miewacie takie zdarzenia cały czas i jak już coś pójdzie dobrze, to coś innego się rozwali.
To zdecydowanie przypadek mój i Frei, gdzie jedno idzie dobrze, a drugie się wali na łeb, na szyję. W domu coraz bardziej się otwiera, robi się pewniejsza siebie, zaczęła szczekać (z jednej strony fajnie wiedzieć, że szczeka, z drugiej nieco mnie to niepokoi), intensywniej się bawi, częściej podchodzi i zagląda w oczy. Natomiast wyjście z domu zwiastuje burzę.
Boli mnie gdy widzę, że jeszcze półtorej tygodnia temu było wszystko „ok.”. Chociaż w jej przypadku, nie było dobrze bo dalej się czegoś bała, wrócił jej lęk przed dudnieniem tramwajów i na echo. Ale chodziła na spacery, ćwiczyłyśmy koncentrację, bawiłyśmy się a to w ganianego, a to zabawką (mój tamtejszy sukces – cieszyłam się z tego jakbym wygrała w totka), razem biegałyśmy, jeździłyśmy komunikacją, socjalizowałyśmy się, poznawałyśmy nowe tereny.
I z dnia na dzień, nagle przestała wychodzić na spacery. Zbiegło się to z moją chorobą, ale nie wydaje mi się, żebyśmy były na tym etapie powiązania pod tytułem „skoro Ty chorujesz, to ja nie będę wychodzić na spacery, kuruj się, a potem to sobie odbijemy”. Zwłaszcza, że przecież chodziłam normalnie do pracy… Może ja czegoś nie zauważyłam, może ona wysyłała mi jakieś sygnały, a ja je zlekceważyłam? Coś musiało się stać, skoro dwa metry za drzwiami klatki ona zapiera się, podkula ogon i rzuca się w kierunku domu. Ale ja nie pamiętam co mogło to spowodować… Może to byli Ci policjanci w ilości dużo tamtego popołudnia? W końcu ona się trochę boi mężczyzn ubranych na czarno… Może jej się to skojarzyło z czymś? Ale nie podchodzili do nas, nie zaczepiali jej, więc nie wiem czy to mogło mieć wpływ.
Powiem Wam szczerze, że w tym momencie sobie z tym nie radzę. Nie wiem za bardzo co mam robić i wszystko czego się czepiam, wykonuję trochę po omacku z nadzieją, że to teraz poskutkuje. Obecnie na jednym spacerze uda mi się ją zaciągnąć do parku nieopodal, na bulwary. A na innym (tego samego dnia) ledwo zaprowadzę ją na trawnik naprzeciwko budynku.
Przez tydzień była panika przy spacerach i dalej niż za trawnik nie szła. Od czwartku udaje mi się ją zaciągnąć dalej. Wczoraj pojechałyśmy na działkę i przy okazji zrobiłyśmy sobie spacer po okolicy (absolutnie się nie zdziwiłam, że zachowywała się normalnie). I wtedy zaczęłam poważnie rozważać, czy aby na pewno jestem odpowiednim domem dla Frei. Może lepiej by jej było gdzieś z dala od miasta, gdzie miałaby ogródek i spacery po lesie? Może ona ma zupełnie inne potrzeby niż to co ja mogę jej zapewnić? Ona zupełnie inaczej się zachowuje w takiej głuszy. Przyszłościowo będę szukać miejsca zamieszkania gdzieś, gdzie jest spokojniej. Ale, niestety, najbliższe kilka lat nie zapowiada się byśmy gdzieś miały się wyprowadzić.
Gdy uda mi się z nią wyjść do parku (minutę drogi od domu) Freya dba o to by urozmaicić mi ten czas. Albo jest totalna panika, w której trudno ją nawet przekonać do tego by jednak zrobiła co trzeba. Albo jest fantastyczny bunt, bo ona nie idzie, ona nie chce, albo chce, ale zupełnie co innego niż ja i dla niej mogę nie istnieć. Wszystko jest ciekawe, węszenie w trawie i krzakach jest mega, nakręca się na inne psy, które są gdzieś w oddali lub ich w ogóle nie ma, ale ona kojarzy, że mogą się pojawić.
Obserwując ją widzę różnice w jej zachowaniu. Poprzedniego dnia mogła być przytulaśna, zaczepna i zabawowa, a już dzisiaj zachowuje dystans i sprawdza, czy wczorajsze zachowanie jest odpowiednie, nikt jej za nie nie zgani. A przynajmniej ja tak to rozumiem. Mama twierdzi, że ona dojrzewa i dlatego przechodzi takie drastyczne zmiany, no może.
Mogę się mylić, może za bardzo emocjonalnie podchodzę, może powinnam spojrzeć na to wszystko od innej strony? Nie wiem, ale mam wrażenie, że ona cały czas się zmienia i na pewne jej zachowania nie mam wpływu, i nie jestem w stanie ich przewidzieć. Może ona jest psim Doktorem Jekyllem i Mr. Hyde’em?
Życzę cierpliwości. Jestemz Wami całym sercem i Fraja da radę z czasem. Tylko cierpliwości i jej nie karać. Wręcz przeciwnie radować się każdym malutkim postępem.
Dzięki za miłe słowa. 🙂 Cieszymy się nawet tym, że sama wyjdzie na ten trawnik przed budynkiem. Albo że sama wyjdzie z budynku. Bo dla mnie to już jest jakiś postęp. Jakieś światełko w tunelu. Ale myślę, że będzie szło już ku dobremu.
🙁 trzymamy za Was kciuki! Spokój, cierpliwość, konsekwencja, Twoja pewność siebie, pokazywanie psu, że świat nie jest straszny. Ja wiem, że to banały, że pewnie wszystko wiesz, ale chyba nie ma innych sposobów i metod.
Dzięki za słowa otuchy. 🙂 Wcale nie takie banały, powiedziałabym, że to wręcz podstawa, o której czasem się zapomina. Ale myślę, że teraz będzie już tylko lepiej. Ciekawa rzecz, że do parku na spacer chodzić nie chciała, ale na parking do samochodu leciała. Dobrze, że chociaż mogę ją spokojnie wsadzić do samochodu i wywieźć poza miasto na spacer.
Czyli nie jest najgorzej 😉 mi wczoraj Tajge dziabnął jakis pies, chyba znów wróce do całkowitego unikania psów i nawiedzonych psiarzy – mam dość. Ponad pół roku żyłyśmy niemal w izolacji i było nam wspaniale, czas do tego powrócić. Mam nadzieje, że jakiejś większej traumy suka z tego mieć nie będzie
Już na szczęście nie. 🙂 Nawet wyszła dwa razy na „normalny” spacer dzisiaj, co prawda raz musiałam jej pomóc bo to to się zaparło i nie chciało iść nigdzie indziej, jak do domu.
Ojej biedna, mam nadzieję, że nie odbije się jej to na psychice za bardzo. 🙁 Mocno ją dziabnął czy tylko tak nastraszył bardziej? Pewnie, jak masz możliwość to lepiej odizolować się od takich nieprzyjemnych sytuacji. Po co potem prostować nieodpowiedzialność kogoś kto puścił sobie samopas psa żeby „się wylatał”.
To dobrze, że już młodej upór i strach trochę mija 🙂 Wygląda, że kłem ja zahaczył, ranka głęboka bardzo nie jest, ale kawałek skóry z sierścią na bicku lekko zdarty :/ W Tajgi przypadku dużo gorzej już byc nie może… i tak nienawidzi, nie akceptuje i nie chce mieć wiele wspólnego z psami. Unikanie puszczonych burków bywa trudne, bo czasem z bloku wyjść nie można lub do niego wrócić. Chyba czas się w bejsbola wypozazyc 😉 Znów się jej oberwało za to, że psy nie czytaja jej sygnałów 🙁
To ja przez ostatnie miesiące wyczuliłam sąsiadów tak, że się pytają czy mogą swojego psa puścić. Z resztą, nie trzeba być profesorem żeby zauważyć kiedy Freya się czegoś boi.
Z jednej strony taka postawa psa jest fajna gdy samemu się nie chce mieć zbyt wiele wspólnego z psiarzami mieszkającymi nieopodal (uwielbiałam w Fridzie to, że unikała innych psów). Jedna druga strona medalu to właśnie takie sytuacje gdy psy biegają luzem np. przy wejściu do bloku albo na psich imprezach. Wtedy trzeba kontrolować sytuację non-stop. :/
Niektórzy myślą, że praca z psem jest łatwa… w ogóle z psem nie trzeba NIC robić… a guzik prawda. Są psy, z którymi trzeba non-stop pracować, by wyprowadzić je na prostą. Trzymam za Ciebie i Freyę kciuki. Nie pozostaje nic innego jak wykazać się ogromną cierpliwością (choć wiem po sobie, że nie jest to łatwe zadanie) i przede wszystkim konsekwencją. Bycie wsparciem dla lękliwego psiaka, wcale nie jest łatwe, ale każdy sukces daje niesamowitą radość. 🙂 Życzę powodzenia! 🙂
P.S. Może przyda Ci się książka „Z miłości do psa. Jak zrozumieć emocje twoje i twojego psa” Patricia McConnell 🙂
Praca z psem łatwa… ha ha! 😀 Chociaż wszystko zależy od tego jakiego masz psa i co od niego oczekujesz. Pamiętam, że Frida, poza małą chęcią do sportów lub robienia czegokolwiek wspólnie, była ideałem. Oj tak, nawet drobny sukces – jak wyjście bez paniki, chociaż do końca bloków – dają dużą motywację i światełko w tunelu, ze za chwilę będzie ok. 🙂
Co prawda, niespecjalnie przepadam za stylem w jaki sposób Patricia McConnell pisze, a i przebrnięcie przez „Po drugiej stronie smyczy” było dla mnie ciężkie. Nie mniej, może kiedyś się przełamię, by tę książkę przeczytać. 😉 Dzięki za polecenie. 🙂
To jeszcze młody pies, z czasem zobaczysz jak „statecznieje”. Jesli tylko ma kochającego przewodnika i w miare stabilne środowisko, „wyrobi się”. Także uszy do góry, każdy przez to chyba przechodził w mniejszym i większym stopniu. Nawet Ci, co to mieli ideał z hodowli. Dzielności!
http://podopieczni.blogspot.com
Dziękuję za słowa otuchy. 🙂 Co do tej stabilności środowiska… nie byłabym pewna. U nas mocno zmienia się wszystko według sezonu, niestety. Ale zobaczymy, może w lato przyszłego roku będzie już zupełnie innym psem i nie bedzie to robiło na niej wrażenia? 😉