Zagłębiając się w psie tematy, na pewno słyszeliście o jednym z psich sportów zwanym agility.
Słów parę o agility
Jest to nic innego, jak pokonywanie toru przeszkód przez psa prowadzonego przez swojego przewodnika. Układ toru jest wcześniej poznany jedynie przez psiego przewodnika. Liczy się jak najszybszy i bezbłędny przebieg.
Na placu psiaki mają do pokonania przeszkody takie jak: hopki, tunel sztywny, rękaw (to tunel, który na końcu ma luźno leżący materiał), koło, huśtawkę, palisadę (przeszkoda swoją „budową” przypomina piramidę), kładkę, slalom oraz skok w dal.
Wysokość przeszkód do przeskakiwania jest podzielona według wzrostu psiaków na trzy klasy (liczy się wysokość w kłębie psa):
* S do 35 cm,
* M od 35 do 43 cm,
* L od 43 cm.
Oprócz tego, obowiązują cztery klasy trudności A0 (tak zwana „zerówka”, są to nieoficjalne starty w zawodach. Psy startujące w „zerówce” nie pokonują slalomu, koła oraz huśtawki.), A1, A2 oraz A3.
Jak wiecie z social media, co jakiś czas hobbystycznie wraz z Iggym biegamy sobie po agilitowym torku. Ponieważ nie mam specjalnie dużego doświadczenia w tym sporcie, a po moich pierwszych zawodach z Fridą, nie powróciłyśmy do regularnych treningów z powodu jej zdrowia. Postanowiłam podpytać o doświadczenia związane z tym sportem, kogoś, kto siedzi w nim po uszy!
Przed Wami wywiad z Zuzią z Dream Agility Team!
- Jak długo biegasz po torze agility?
Obecnie będzie to już blisko 11 lat, jak rozpoczęła się moja przygoda. Chociaż to kwestia, że tak krótko posiadam psa. O agility słyszałam już wcześniej i zaczęłam marzyć aby kiedyś spróbować, a potem poszłam na kurs i przepadłam na dobre. 😊
- Czy od razu wiedziałaś, że to sport dla Ciebie?
Zdecydowanie nie, ale oglądając któryś wakacji program w telewizji, gdzie pokazane były zawody w USA, bardzo chciałam spróbować, ale wtedy nie miałam psa. Po jakiś 2-3 latach pojawił się w domu, już wtedy wyczekany york, skończyła rok, ja sobie przypomniałam o agility, znalazłam kurs i poszłam, gdzie obecnie się znajduje już wiecie 😀
- Skąd dowiedziałaś się o tym sporcie? Gdzie stawiałaś swoje pierwsze kroki?
Skąd się dowiedziałam już wiecie. Nastolatka spędzająca wakacje w domu przy Animal Planet. Swoje pierwsze kroki stawiałam w nieistniejącym klubie „Hiport„. Historia agility w Krakowie jest nieźle zagmatwana, liczne zmiany nazw, rozstania itp. Po Hiporcie współtworzyłam krótko „Koks„, ale starzejące się psiaki spowodowały kolejne rozłamy. Każdy biegał for fun, ja również, jednak nie każdy miał możliwość i chęci na kolejnego psa. Już z Kohim przystąpiłam na kurs do reaktywowanego na chwile klubu „Hiport” pod stara nazwą w nowym składzie. Potem chwile biegałam sama dla siebie, szkoląc pierwsze pary, a jak już zrobiło się ich kilka – powstała moja drużyna marzeń, która pozwala mi marzyć i pomagać im w ich realizacji – „Dream Agility Team„.
- Masz trzy psy, jak Ci się z nimi pracuje? Czy miałaś jakieś problemy?
Każdy jest dosłownie inny, bo inna rasa, inne osobowości. Różnice są w przedziale nawet jednej rasy przecież. Z moją najstarszą, nie pamiętam na początku jakiś problemów. Szkolenie wyglądało inaczej niż teraz, postępy szły nam bardzo szybko. Już po niecałym roku wystartowałyśmy w swoich pierwszych zawodach, a także na obozie byłyśmy już w grupie zaawansowanej tzw. open. Problemem na pewno były ucieczki do mojej Mamy, bo zawsze wiedziała jak popełniła błąd, ale cóż… musiała mnie Mama wcześniej zacząć sama puszczać z domu – wiesz… ja nie żałuje hahah 😀
Kohi natomiast jak na spaniela miał bardzo duży instynkt myśliwski. Miałam momenty, że byłam bliska załamania i rezygnacji ze sportu z kolejnym psem, który był również wymarzony. Miał być szczeniakiem zrobionym od podstaw dosłownie w całości tylko pod sport, ten jeden konkretny. Wiedziałam więcej, co chce i jak chce, a on stawiał opory. Kiedy miałam ochotę się poddać zmienił się o 180 stopni i tak zostało. Miał momenty, że potrafił zrobić wszystkie przeszkody wymagane do zerówek na zawody, ale nie potrafił biegać sekwencji dłuższych niż 3-4 hopki. Nastał dzień, że nagle na seminarium na którym nie liczyłam na zbyt wiele, był jedynym psem który pobiegł wszystko, hahah. Nikt nie chciał mi uwierzyć w moje problemy. Z czasem problemem zaczęły być strefówki i ich zaliczalność. Jednak to problem z kolejnymi rozpadami – wtedy wynajmowałam tor i nie od razu miałam możliwość zainwestowania tylu pieniędzy aby mieć swój pełny tor. Braki dały o sobie znać, rozpoczęte inne przygody i teraz jest niezły bałagan, ale teraz… biegamy dla zabawy. Dodatkowo ma mały wzrost i jest mu po prostu ciężko skakać wysokie mediumowe tyczki, chociaż ciągła praca powoduje, że raz jest lepie,j raz gorzej, ale w wieku już prawie 10 lat (w tym roku) nie liczę na wiele. No i starty i motywacja! Starty mogłyby być lepsze. Mam na myśli zostawanie – o trzeciego psa jestem już niebywale mądrzejsza, ale też tempo zostawiając go na starcie mi przeszkadzało. Przewartościowałam swoje myślenie i kondycje, i od dawna startuje zawsze z nim w jakiś 95% przypadkach. Jak zostawiam go na starcie wszyscy się dziwią, ale o ten efekt mi chodziło wiec jestem dumna!
Z Pixie – jej problemem długi czas było niejedzenie. Jednak, o dziwo, nie wpłynęło na to aby niektóre elementy były uczone dłużej niż u większości psów. I chyba tyle tak naprawdę 😊Jest bardzo mądra i zdecydowanie ma to coś i kocha biegać. A ja uwielbiam biegać z nią. To zupełnie inny wymiar biegania. Wszystko przychodziło gładko 0- może poza moja prędkością. Jak jej nie ufałam, a jej wydawało się ze dużo umie i musi robić szybko, a jeszcze się uczyła wielu sekwencji 😀
- Co było najtrudniej przepracować?
U Kropki slalom – ale wynika to z faktu różnych metod. Inaczej uczyli mnie w klubie, ja postanowiłam nauczyć ją samodzielnego slalomu, miała go zawsze pół na pół 😉 Potem też problem z huśtawką, który powstał po kontuzji.
Kohi chyba zdecydowanie to tempo, ale nie było ono związane z brakiem motywacji. Jednak, jak na starcie nie ma możliwość węszenia, tylko od razu ma głowę nastawioną na start to dużo mu daje. A strefy? Sama mieszałam mu w głowie, ale nie mogłam przewidzieć braku dostępu do przeszkód długi czas 😊
Pixie? Wszystko to czysta przyjemność.
- Kiedy postanowiłaś jeździć na zawody?
Od razu, miałam swoją dobrą znajomą Gosię, która w tym samym czasie co ja chciała jeździć na zawody. Byłyśmy na tym samym etapie, podszkoliłam się po kursie, podniosłam tyczki i po 7 miesiącach od skończenia kursu byłam już w roli zawodnika na pierwszych zawodach. 😊 Bardzo mi się podobało i w tym samym roku pojawił się już Kohi, bo chciałam więcej!
- Które zawody wspominasz najlepiej, a które najgorzej?
Zdecydowanie najbardziej lubię te zagraniczne, zawsze mimo zmęczenia jest chęć przy okazji coś zobaczyć. To one pozwalaj mi szkolić język (nie lubiłam uczyć się go specjalnie w szkole), pokazują inną kulturę narodu w sporcie i życiu. Okazuje się, że uwielbiam podróżować i zwiedzać – ale głównie naturę. A Mistrzostwa to dopiero emocje – serce ma się w gardle, nawet jak się próbuje panować nad emocjami, są chwile kiedy jest ciężko…
A najgorsze…. Chyba nie ma takich. Często nawet jak mi nie idzie i przywożę garść dyskwalifikacji, to każde zawody miewają coś dobrego w sobie jeśli chodzi o biegi. Bo dobre zawsze są spotkania ze znajomymi z kraju i ze świata. 😊
- Kiedy zdecydowałaś się uczyć innych?
Dobre pytanie, jakoś się zatraciłam w tym. Nie pamiętam dokładnej daty…Jednak próbując przewidzieć, to na pewno był to 2011 rok, chyba jakoś na jesieni. Jak zaczęłam być „na swoim”, jeszcze bez nazwy, już pierwsze pary o mnie wiedziały i były do mnie kierowane, a potem już poszło. 😊 Ja się doszkalałam dla nich handlingowo, a oni uczyli mnie całej reszty. Odwaga pozwoliła mi na to i nie żałuje, i nie wyobrażam sobie już życia bez agility. Mam nadzieje ze zostanie tak na zawsze .😊
- Czy w swoich kursantach widzisz siebie z przed lat?
Tak! Wielokrotnie im opowiadam, że ja naprawdę wiele problemów rozumiem. Oni widzą jak to wygląda, jak biegam teraz, ale było zupełnie inaczej. Czasami wygrzebuje stare filmy i im pokazuje. Nie było tak kolorowo, znaczy było ale teraz to tylko śmiech pozostaje 😊. Są też tacy oczywiście, których widzę tylko na jednych zajęciach lub paru bo się przejmują, że im nie wychodzi, a każdemu z nas kiedyś nie wychodziło i zdarza się, że nadal nie wychodzi, bo coś trudno jest przepracować albo mamy zły dzień.
- Twoja szkoła nazywa się „Dream Agility Team”, co Cię do tego zainspirowało?
Po tym, jak każdy klub, w którym byłam, jak zaczynałam się rozpadał z rożnych powodów, chciałam realizować swoje marzenie. Marzenie o drużynie, która nie rozpadnie się z powodu braku możliwości posiadania kolejnego psa. Drużynę, która nie rozpadnie się bo będzie się chciało rodzinę (to też moje marzenia). O drużynie, którą będę ciągnęła do przodu a oni będą mnie ciągnąć. Więc jak o marzeniach mowa to Dream Team, a że o agility, to i ono jest w nazwie. A po angielsku bo miałam aspiracje już wtedy na kwalifikacje na Mistrzostwa, co udało mi się i to nie jeden raz 😊 W tym roku żadne się nie odbędą, ale z Pixie już drugi raz zakwalifikowałyśmy się na Mistrzostwa Europy, a inaczej… spełniłyśmy warunki, a pierwsze moje mistrzostwa były z Kohim 😊Wtedy nie wiedziałam, że będę tu gdzie jestem, i że tak wiele osób będę miała przyjemność trenować. Ale widocznie wierzyłam w to bardzo mocno bo i mam drużynę na zawody oficjalne, treningowe, seminaria, a także do zwykłych plotek przed lub po treningu i wspólnego grilla. Wstyd nie wstyd… ale mam obecnie chyba więcej „psich znajomych”, z którymi mogę się spotkać niż tych spoza tego świata. Przeszkadza mi czasem to jedynie o tyle, że nie-dresy i nie-legginsy się kurzą w szafie, a nosić np. sukienki lubię, ale nie mam gdzie, hahah.
- Czy to sport dla każdego?
Generalnie tak, ale są tacy, którzy „a myślałem, że pies sam będzie biegał”, albo „ja nie będę w domu pracował” i kilka innych wymówek. Albo oczywiście nie rozumieją do końca potrzeb czy warunków fizycznych swojego psa jak np. dysplazje czy krótkie kufy. Jednak ogółem nie ma takiej pary, która nie może spróbować, mogą po prostu nie pokochać tego sportu jak ja, ale ja też tak mam np. z obedience. Mam za sobą start z Kohim na zawodach, dłubałam z Pixie za szczeniaka, ale na tym moja kariera się zakończyła. 😊
- Na co trzeba zwrócić uwagę zanim się zacznie?
Na mocne podstawy posłuszeństwa: zostawanie, przywołanie i np. przynoszenie zabawek lub motywacje na jedzenie (tak, nie każdy pies formy nagrody ma w pakiecie). Ważna też jest wspólna relacja, ale no cóż… Najlepiej się spotkać, pogadać i zobaczyć co jest, dostać zadania domowe i działać, bo mimo, że biegamy na specjalnym torze zadań, poza torem jest cała masa.
- Jak przygotować się do treningów?
Nie wiem czy się da, oprócz rzeczy jak jedzenie itp. To na pewno trzeba się dobrze nastawić, być pewnym siebie i cierpliwym, bo nie zawsze efekty przyjdą szybko. Każda para potrzebuje innej ilości czasu na poszczególne elementy. Miałam psa który 6 zajęć uczył się 2metrowego tunelu (a potrzebowaliśmy zapoznać się też z m.in. 6 metrowym i stacjonatami) – ja nie wiem… może bym się poddała, ona dalej chodziła. Teraz psiak jest po wypadku – nigdy nie wróci, ale… startował z powodzeniem nawet na zawodach treningowych w klasie open! 😊
Bardzo serdecznie dziękuję za tak szczere i osobiste zwierzenia. Życzę Ci dalszych sukcesów w startach na zawodach oraz w uczeniu kolejnych par agilitowców. 🙂
*Zdjęcia do wpisu zostały udostępnione przez Zuzię, mogą mieć wielu autorów.