Chyba każdy w swoim życiu jadł kanapkę z pastą, czy to jajeczną, czy ze szprotek, albo jeszcze jakąś inną. 😉 Psom też od życia się coś należy. Dla nich producenci również wymyślili pasty, tyle że nie na kanapki. Chociaż może ktoś kiedyś próbował podać taką pastę na bułce? 😉
Dzisiaj mam dla Was wpis o trzech pastach dla psów. Dwie pasty są od TubiDOG’a, a trzecia od Trixie. I od tej ostatniej zacznę recenzję.
Trixie – Leberwurst Premio
Do produktów Trixie podchodzę zazwyczaj z lekką niepewnością. Głównie dlatego, że jest to firma, która produkuje różny asortyment dla zwierzaków, jest dość tania (co za tym idzie, nie zawsze dobra) i można spotkać ich produkty w większości sklepów zoologicznych i supermarketach. Jednak tym produktem jestem mile zaskoczona.
Standardowo, zacznijmy od przeanalizowania składu: mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego (w tym wątroba wieprzowa minimum 27%, żelatyna 0,1%), oleje i tłuszcze, warzywa (przyprawy), pietruszka 0,1%. Skład nie jest taki długi, jednak nie ma wyjaśnione co to za tłuszcze, oleje i przyprawy warzywne. Podejrzewam, że tłuszcze są zwierzęce (możliwe, że z wieprza), a dodane oleje to najprawdopodobniej olej rzepakowy bądź słonecznikowy.
Pasta znajduje się w 110 gramowej tubce, która jest zamykana przy pomocy zakrętki (jak również kolejne dwie testowane pasty). Producent zaleca po otwarciu przechowywać w lodówce, co też uczyniłam ze względu na wysokie temperatury jakie w ostatnim czasie panują.
Plusy:
-nie brudzi rąk/saszetki
-nie zajmuje dużo miejsca w torbie/plecaku/saszetce
-dobra nagroda na spacerach/wyjazdach
-kusząco pachnie
Minusy:
-ciężko się wyciska
-duża tubka – nie zmieści się do kieszeni spodni
Obawiałam się o sensacje żołądkowe jakie mogły wystąpić u Fridy po spożyciu takiej pasty, jednak do tej pory po podaniu nic niepokojącego się nie działo. Frida pokochała tą pastę od pierwszego powąchania, dzięki czemu chętniej daje czyścić sobie kły.
Zapach pasty jest iście mięsny, a konsystencja przypomina kolejny raz mielone mięso na niedzielny obiad.
Tak jak pisałam wcześniej, jestem mile zaskoczona tym produktem Trixie. Zapewne skończy się to zakupem kolejnej tubki pasty dla Psicy.
TubiDOG wątrobiany
Z tą pastą pierwszy raz miałam styczność na jednym z jamniczych spotkań, gdzie jedna z obecnych Pań uraczyła Fridę tą pysznością. Widząc, że małej-rudej zasmakowała pasta, postanowiłam, że przy któryś zakupach zakupię pasty TubiDOG’a, aby przekonać się czy obie wersje jej posmakują.
W tubce 75 gramów znajduje się: 53% mięsa wieprzowego, 35% świeżej wieprzowej wątroby, olej rzepakowy, warzywa (przyprawy – again), pietruszka 0,1%.
Minusów nie zauważyłam. Czyżby były ukryte gdzieś głębiej, a ja się ich nie doszukałam?
Ale skoro minusów nie ma, to jakie ma plusy? Przede wszystkim łatwo się wyciska pastę z tubki, nie brudzi rąk ani saszetki, mieści się do kieszeni spodni (no chyba, że ktoś ma spodnie z mikro-kieszeniami), a co za tym idzie zmieści się i w saszetce, torbie i plecaku. Podobnie jak w przypadku pasty od Trixie, nie było żadnych niestrawności i ganiania po nocy z Frykadelem na dwór.
Zapach pasty, jak i smak spodobały się Fridzie, co dość często, wykorzystuję na spacerach. Konsystencja pasty jest podobna do zmielonego parokrotnie mięsa na ukochane przez pół rodziny mielone.
TubiDOG łososiowy
Skład pasty to: 35% łososia, olej rzepakowy, skrobia kukurydziana, skrobia ziemniaczana, guma guar, włókno roślinne, ksantan oraz celuloza.
Skład jest dla mnie dość sporym zaskoczeniem, bo nie podejrzewałam, że do pasty można dodać gumę guar. Ksantan ponoć dodaje się do jogurtów, jednak po przewertowaniu składów wszystkich obecnych w lodówce jogurtów/serków nie znalazłam tego składnika.
Podobnie jak poprzedni TubiDOG tubka jest mała i mieści się do kieszeni spodni i łatwo się ja wyciska. Co za tym idzie można zabrać ją na spacer/trening, wycieczkę, bo w torbie również znajdzie się na nią miejsce.
To była ostatnia pasta jaką testowałam i muszę przyznać, że przy tej się zawiodłam. Głównie dlatego, że mimo delikatnego zapachu ryby, Frida niespecjalnie chciała choćby polizać tubkę z różową mazią. Z poprzednich tubek wydobywała się w miarę zbita masa, jednak z tej tubki wycisnęłam półpłynną mazię, która dla człowieka również wydaje się mało apetyczna.
Ta pasta nie zdobyła popularności w naszym domu, jednak może Waszemu psiakowi ona posmakowała?
***
Wszystkie trzy pasty można wykorzystać jako nagrody po wykonanej komendzie/sztuczce. Jak również można przemycać w pastach leki.
Ogólnie bardzo polubiłam obie wieprzowe pasty (mimo iż wiem, że mięso wieprzowe nie jest najzdrowsze i sama bym go pewnie nie zjadła – Lol, jaka hipokryzja) i zapewne będę je wykorzystywać przy najbardziej nielubianych czynnościach pielęgnacyjnych Fridy. Gdyż sprawiają, że mała-ruda aż tak bardzo nie wyraża swojej niechęci wobec tych czynności.
A teraz łapka w górę, kto już próbował tych past? Może znacie jakieś inne godne polecenia? Albo sami paracie się wytwarzaniem past dla milusińskich w domowym zaciszu?
Edit
Do recenzji został nakręcony film, ale ponieważ miałam różne problemy z komputerem, potem z programami i komputerem, udało się obrobić materiał dopiero teraz. Jednak nie spodziewajcie się poziomu mistrzowskiego na tym filmiku.
Na filmiku widać, że Fridzie niespecjalnie smakuje łososiowa pasta. Ale coś tam jej podjadła. Natomiast pozostałe dwie jadła zaciekle, aż zęby stukały o tubki. 😉
Już myślałam, że to post o pastach czyszczących zęby 😉 Dobry pomysł na zachęcenie psa do współpracy. Może skojarzy sobie dobrze, tubkę z czymś smacznym i łatwiej będzie wymyć mu zęby korzystając z innej tubki 🙂
Do tej pory mam przetestowaną tylko jedną pastę do zębów dla psów, której jak na razie się trzymam. 😉 W czyszczeniu zębów, smakowita pasta z tubki zdecydowanie pomaga. 😉
U nas tubidogi rządzą na bardzo emocjonujących eventach – żeby delikwentów wyciszyć i uspokoić:)
U nas emocjonujące eventy to rzadkość. Ale jaką mamy tutaj różnicę wieku i możliwości ras. 😉 Ale faktycznie, Ruda Nornica jakby po panice w oczach związanej z wizją szczotki do zębów, po pastach jest jakby bardziej wyluzowana. Kompletnie zapomina, że było czyszczonko. 😉
Tubidogi są świetne, ale bardzo szybko nam się kończą 😉 Teraz przyjęłyśmy taktykę napełniana pasztecikiem domowej roboty tubki z Rossmanna i Abi oraz mój portfel są zachwyceni 😀
No niestety, mało jest Tubidogów w tubce. 🙁 Właśnie chyba muszę spróbować tej metody z tubką z Rossmanna i własnym wkładem. 🙂 Polecasz jakiś prosty przepis na pasztecik? 🙂