Każdy ma jakieś swoje ulubione miejsca spacerowe, gdzie psiak czuje się wspaniale, a Wy odpoczywacie na sam widok zielonych trawników. Całości dopełnia brak innych spacerowiczów w zasięgu wzroku. No ideał, jak ta lala! Co prawda, takich miejsc, zwłaszcza w dużym mieście jest jak na lekarstwo, ale każdy park czy lasek, który ma bliżej do ideału jest zawsze czulej wspominany i chętniej do nich wracamy. Dlatego dzisiejszy wpis jest poświęcony moim ulubionym miejscom spacerowym, jakie znalazłam w Warszawie.
Polanka i wybrzeże za Centrum Olimpijskim
To jest miejsce, które „odkryłam” spacerując z Freyą i szukając spokojnych i bezludnych miejsc, idealnych na spacery z nią. W okresie jesienno – zimowym jest tam najmniej ludzi (to raczej nie dziwi), ale i w lato nie spotkałam tam nie wiadomo jakich tłumów. Pomijam oczywiście momenty, gdy tamtejsze trasy są zapożyczone pod imprezę sportową.
Dodatkowo trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte, bo można natrafić na dziką zwierzynę (dziki, sarny) lub na jeźdźca na wierzchowcu z pobliskiej stadniny.
Polanka i ścieżki nad Wisłą znajdują się na warszawskim Żoliborzu. Można do nich dojechać komunikacją miejską (114, 118 i 185 przystanek Centrum Olimpijskie) lub samochodem (miejsca parkingowe można znaleźć przy Centrum Olimpijskim).
Park Skaryszewski i Błonia Kamionkowskie
Uwielbiam to miejsce za duże trawniki, za ilość drzew i znaczną powierzchnię samych terenów. Za obecność zbiornika wodnego (i to nie jednego!), za wiewiórki i za możliwość dojazdu tramwajem lub autobusem.
Mimo, że od urodzenia mieszkam w Warszawie, to park Skaryszewski znałam głównie z nazwy i ogrodu różanego. Do lata zeszłego roku, kiedy to z Anką i Tajgą umówiłyśmy się na spacer. Wtedy przeszłyśmy jakiś skromny kawałek tego parku, co spowodowało, że chciałam do niego przyjechać aby móc zejść cały.
Można powiedzieć „jak pomyślała, tak zrobiła„. I rzeczywiście, w drugiej połowie 2018 roku, wraz z Iggym byliśmy dość częstymi gośćmi w tym parku. Jeżdżąc tam w różnych porach dnia i roku (co prawda głównie bywaliśmy tam w lato i na jesieni) wyrobiłam sobie pewne zdanie na temat tego miejsca.
Z powodu, że jest to jeden z większych (o ile nie największy) terenów zielonych w tamtej części miasta, na spacery ze swoimi psami chodzi bardzo duża ilość osób. Do tego dochodzą również spacerujące dzieci i ich rodzice, piknikująca młodzież czy osoby, które uprawiają jakiś sport na trawnikach. Faktycznie, popołudniu w dzień słoneczny jest tam bardzo dużo osób. Jednak park też mały nie jest i za każdym razem udawało mi się znaleźć przestrzeń, gdzie byłam tylko z Iggym. Jednak najczęściej wybieram formę aktywnego spaceru, co oznacza, że w jednym miejscu też za dużo czasu nie spędzamy. 😉
Tutaj nastąpił babol. Bo jak się okazało przy tworzeniu tego wpisu, nie mam żadnych zdjęć z tego parku… Może nie tak, robiłam kilka zdjęć, ale było wtedy już dość ciemno i prawie nic z nich nie wyszło.
Park Traugutta
Dla mnie już trochę oklepany (bo bywamy tam minimum 2-3 razy w tygodniu :P), ale nadal pozostaje moim jednym z ulubionych miejsc. Głównie ze względu na małą ilość odwiedzających osób, a co za tym idzie małą ilość biegających tam psów.
Kolejnym plusem są wielkie trawniki i górki, po których można chodzić i biegać, ganiać za piłką lub patykiem, szukać smaczków, ćwiczyć nosework lub komendy i nikt Ci nie przeszkadza. <3
Co ciekawe park ten jest podzielony na dwa mniejsze tereny oddzielone od siebie jednopasmową drogą.
Niewątpliwie minusem może być obecność restauracji, w jednej części parku, sąsiedztwo boiska i stadionu piłkarskiego w drugiej części parku. Co prawda treningi na boisku odbywają się codziennie od poniedziałku do piątku, za to mecze na stadionie i imprezy w restauracji są niezwykle rzadko. A na pewno nie uświadczymy ich o 6:30 rano. 😉
Niestety, kolejnym minusem, dla którego w pewnym czasie zrezygnowałam ze spacerów z Iggym do tego parku, były dwa luźno biegające psy, które szczekając i warcząc biegły w naszym kierunku parokrotnie. Ich niezbyt przyjazne zachowanie wystraszyły Iggy’ego do tego stopnia, że za każdym razem, gdy wchodziliśmy do parku był bardzo spięty, czujny i rozglądał się czy oba psy nie wypadną na niego zza krzaka (jak miało to miejsce). Obecnie chodzimy tam w takich porach, kiedy wiem, że są znikome szansy na spotkanie tych psów.
Las w Choszczówce
Mnogość różnorodnych drzew, krzewów, roślin i ścieżek, możliwości odkrywania nowych rejonów i tajemnic tego lasu działa na mnie jak magnes. Zawsze, gdy tam jestem mam ochotę wędrować i wędrować, zapuścić się w nieznane mi rejony i „odkryć” nowe, nieznane lądy. 😉
Minusem tego lasu jest to, że w dni świąteczne, wolne i o ładnej pogodzie jest w nim pełno ludzi (na głównych ścieżkach), a co za tym idzie również luzem biegających psów (chociaż to też nie jest reguła 😉 ).
Dodatkowym plusem jest możliwość dojazdu komunikacją miejską (autobusy, SKM) oraz KM, ponieważ tuż obok wejść do lasu jest stacja PKP.
Kępa Potocka
Im częściej tam przyjeżdżałam lub przychodziłam, tym bardziej podobało mi się to miejsce. W ciepłe weekendy o poranku było mało osób, piękne drzewa, zbiornik wodny, mosteczki i wielkie trawniki.
Trzeba się spodziewać większej ilości psów, dzieci i dorosłych, rowerzystów, deskorolkarzy i rolkarzy, zwłaszcza, gdy zaczyna się robić ładnie. W okresie jesienno-zimowym, ludzi tam jest jak na lekarstwo.
Kępa Potocka jest zlokalizowana na Żoliborzu, tuż przy Wisłostradzie. Po drugiej stronie Wisłostrady znajduje się Centralny Ośrodek Sportu z moją ulubioną polanką i laskiem.
Dojechać do parku można za pomocą autobusów (m.in. 114, 118, 121, 122, 157, 185) lub metra (Plac Wilsona), od którego trzeba trochę dojść.
***
Informacje na mapkach o przystankach są tymi przystankami, o których pamiętałam przy tworzeniu mapek. Jeżeli wiecie o jakiś jeszcze w tamtej okolicy dajcie znać.
A Wy jakie macie swoje ulubione miejsca spacerowe w swoim mieście? 😉
Nam Skaryszak i Błonia już spowszedniały – Tajga traktuje te hektary jak swój ogródek 😉 Najlepiej jest się tu wybierać wcześnie rano, albo w gorszą pogodę w ciągu dnia jak się ma taką możliwość. Bywa i tak, że chodząc przez 2 godziny żywej duszy nie spotkam, nawet wiewiórki 😉 Muszę jakieś tereny nowe znaleźć, bo już nie mamy totalnie gdzie spacerować :/ wszystko się nam znudziło. Szkoda, że nad Wisłą tyle dzików się panoszy, bo uwielbiałam od Łazienkowskiego aż pod Żerań albo i dalej chodzić. Teraz sama się boję.
Najczęściej w Skaryszaku bywaliśmy, popołudniu/wieczorami na jesieni, gdy było trochę chłodniej lub trochę mżyło. Ale nawet w taką pogodę zdarzyło nam się spotkać kilka osób i psa! 😉