O dogoterapii pisałam już wcześniej, a także parokrotnie wspomniałam o tym, że przystąpiłyśmy z Fridą do testów predyspozycji. Na prośbę D. (autorki bloga Trend z seterem) postanowiłam krótko (!) opisać nasze zmagania.
Grudniowa niedziela o poranku. Jak na tę porę roku nie panował aż tak siarczysty mróz jaki kiedyś potrafił być. Pełna ciekawości jak wyglądają w praktyce (co innego słyszeć i czytać, a co innego przeżywać) testy, wyszłam z domu wraz z Fridą ku przystankowi tramwajowemu. Pominę fakt, że sprzed naszych nosów owego dnia, uciekł tramwaj, przez co o mało nie spóźniłyśmy się na mini-egzamin. I to wcale nie dlatego, że ktoś ma krótkie łapki i akurat trzeba było obwąchać wszystkie trawniki na odcinku 100 m. A wyszłyśmy specjalnie wcześniej.
Ale nie ma tego złego. Na szczęście przed nami były jeszcze dwie pary, które tego dnia przystępowały do testu. Oba teamy brały potem udział w kursie. Gdy nadeszła nasza kolej, poszłyśmy lekko niepewne w miejsce przeprowadzanego testu, czyli na szkolny korytarz (taki najzwyklejszy). Cały test był nagrywany.
Na sam początek miałyśmy z Fridą przejść na luźnej smyczy miedzy stojącymi osobami – nazywanymi potocznie „tłumem” (liczyła się reakcja na stojących, obcych ludzi). Następnie „tłum” zaczął się przemieszczać, a my dalej na luźniej smyczy lawirowałyśmy miedzy ludźmi. Warto wspomnieć, że niektóre osoby miały parasol lub kule (czyli sprzęt, który czasem u psów budzi niepokój).
Kolejnym zadaniem było puszczenie psa luzem a po krótkiej chwili trzeba było psiaka zawołać. Co w tym zadaniu zrobiła Frida? Odeszła od „tłumu” by wąchać ciekawsze zapaszki bliżej schodów. Zapaszki były tak interesujące, że przyjść też nie chciała.
Po zapięciu na smycz, osoba przeprowadzająca test podeszła do Fridy z lalką. Reakcja była najzwyklejsza na świecie. Lalka na Fridzie nie zrobiła żadnego wrażenia. No bo co, ona lalki w życiu nie widziała? 😛 Następnie pani egzaminująca podeszła do Psicy i zaczęła ją głaskać. No i tutaj mój pies popisał się. Odwróciła głowę i zaczęła ziewać, ewidentnie towarzystwo pani egzaminującej się jej nie spodobało. Ja i tak się cieszę, że nie zaczęła kichać. Obsmarkałaby wszystko dookoła. Na koniec pani przeprowadzająca test poprosiła Fridę o wykonanie łatwiej komendy i ją nagrodziła. I test się zakończył.
Oprócz części „praktycznej” musiałam wypełnić broszurkę z pytaniami o swoim psie, jak się zachowuje w różnych sytuacjach, czy szybko się uczy, czy jest aktywna itd. Na wyniki czekałam niecałe dwa tygodnie.
Tak wyglądał nasz test. Czy inne szkoły i ośrodki prowadzą takie testy i jak one wyglądają nie mam pojęcia (przynajmniej na razie ;)). Mam nadzieję, że jeśli jesteście z waszym czworonożnym zainteresowani takim egzaminem to nieco przybliżyłam Wam obraz testu predyspozycji na psa dogoterapeutycznego.
Kto by pomyślał, że takie proste rzeczy są w stanie pokazać, czy pies nadaje się do dogoterapii, czy jednak nie – muszę przyznać, że spodziewałam się stawiania przed psem jakichś bardziej skomplikowanych zadań niż np. przejście obok ludzi na luźnej smyczy. Inna sprawa, że dla niektórych psów to rzeczywiście może być trudne. Wielkie dzięki za ten bardzo ciekawy wpis!
Też myślałam, że są trudniejsze zadania do wykonania. Ale widać, że na podstawie takich prostych ćwiczeń da się określić predyspozycję psa. Wychodzi na to, że trudniejsze zadania nie są potrzebne. 😉