Jest to dość ciężki temat. Większość z nas, ma świadomość do czego są wykorzystywane zwierzęta w laboratoriach. Najczęściej są to badania nad jakąś substancją. Czasami badania dotyczą wpływu diety na zawartość jakiś mikro i makroelementów w mięsie, a czasami chodzi o substancje stosowane w kosmetykach.
Nic z tym za specjalnie nie możemy zrobić, poza walką o lepsze prawa bytu zwierząt laboratoryjnych. A i to niespecjalnie daje efekty. Bo politycy nie przejmują się mniejszymi braćmi. W porównaniu do naszych praw, Unia Europejska ma je zdecydowanie bardziej zaostrzone – na niekorzyść zwierząt. A nasz rząd chce (nawet jak nie chce, to musi) te zaostrzenia wprowadzić w życie i u nas. I po co nam była ta Unia?
Z powyższym problemem możemy sobie poradzić podpisując petycje i organizując manifestacje. I mając nadzieje, że w jakiś sposób to pomoże. Bo raczej, włam do laboratoriów i kradzież małych pokrzywdzonych nie wchodzi w rachubę. Chociaż, może warto by spróbować?
Pisząc pracę inżynierską, często w książkach spotykam się z wynikami celowych lub przypadkowych badań z udziałem zwierząt. W większości autorzy oszczędzają czytelnikowi informacji o metodzie przeprowadzonych badań. Zwłaszcza jeżeli dotyczą występujących chorób u jakiegoś gatunku.
Jednak nie zawsze tak było. Parę razy otworzyłam książkę i w spisie treści znalazłam tytuł „badania na zwierzętach”. Pod owym tytułem można znaleźć gatunki zwierząt na jakich robić badania i jakie są najbardziej polecane do konkretnych badań. Oprócz tego była rozpiska „krok po kroku” co wykonywać w przypadku przeprowadzania badań. Jaką dawkę należy podać, gdzie, co ile, jakie pokarmy przy tym podawać i w jakich przypadkach uśmiercać. W niektórych książkach było podane, że badania można przerwać po padnięciu 2-3 zwierząt. W innych, badania się przeprowadza np. 27 dni pomimo padnięć.
Rozumiem, że w jakiś sposób naukowcy czerpią swoja wiedzę, jak przeprowadzać badania. Jednak, nie przekonuje mnie to, że takie informacje są w książkach, które można wypożyczyć w bibliotece czy kupić w księgarni. W takich okolicznościach, jakiś postrzeleniec może zechcieć przeprowadzać „badania” na zwierzętach, bo ma takie widzi-misie. Niczemu winni pupile pocierpią, padną, a jakiś fagas będzie się czuł świetnie, bo on ma dobrą zabawę. Bo zachciało mu się bawić w naukowca, ale niczego konkretnego nie zbada.
Wydaje mi się, że wgląd do takich informacji powinien być bardziej niedostępny dla zwykłego człowieka. Co o tym sądzicie? Spotkaliście się kiedyś z podobnymi informacjami w książkach?
Z racji mojego zawodu na studiach miałam różne przedmioty na których wspominano jakimi obwarowaniami są objęte badania na żywych organizmach i jak wyglądają schematy wprowadzania nowych leków, oraz co mówi na to Komisja Etyki. Według mojej wiedzy nie ma możliwości, żeby „jakiś postrzeleniec może zechcieć przeprowadzać „badania” na zwierzętach, bo ma takie widzi-misie”, to tak dla uspokojenia, na szczęście! 🙂
Ufff… To uspokoiłaś mnie. Bo już się bałam, że to jest „takie proste”.
Ale włos na głowie mi się jeżył gdy czytałam te książki. Przerażające!