Każdy zwierzak czegoś nas uczy. Mam wrażenie, że im bardziej problemowy, tym więcej my się uczymy i to niekoniecznie w zakresie postępowania ze zwierzętami. Zaczynamy dostrzegać więcej również w „świecie ludzi”. Inaczej zaczynamy patrzeć na relacje człowiek-człowiek, człowiek-pies i pies-pies. Pracujemy nie tylko z psem, ale również nad sobą.
Pod względem wiedzy o psach, pracy z psami i pracy nad samą sobą, mogę śmiało powiedzieć, że całe nasze wspólne życie z Freyą było jednym wielkim, przyspieszonym i intensywnym kursem. Ale nie tylko ja się uczyłam, bo Freya również pobierała lekcje.
Czego nauczyła się Freya?
W skrócie tylko napiszę, czego ona się nauczyła przez ponad rok mieszkania u mnie. I żebyście nie pomyśleli, że chcę się przechwalać, „czego to ja nie dokonałam” i „jaki ze mnie jest spec i wielki behawiorysta„. Nie o to mi chodzi. Chcę tylko pokazać Wam, że przy odpowiednim podejściu, ciągłych próbach poprawienia psychicznego stanu naszego psa i ciągłego szukania nowych rozwiązań da się coś osiągnąć.
Oczywiście, to czego nauczyła się Freya nie było wyprowadzeniem jej ze wszystkich możliwych lęków jakie miała. Ale wydaje mi się, że osiągnęłyśmy ten stan, w którym potrzeby Frei były zaspokojone, nie narażałam jej na zbyt duży stres, a ona czuła się bezpiecznie w moim towarzystwie.
Freya nauczyła się, że autobus jest jej bezpieczną przystanią daleko od domu, nauczyła się, że drugi pies może być przyjacielem, a najważniejsze, że zaufała mi i nabrała pewności siebie. Nauczyła się bawić, szybko aklimatyzować w nowym miejscu, przestała rzucać się na jedzenie i zaczęła wychodzić ze strefy swojego komfortu.
A czego nauczyłam się ja?
No właśnie, a co mi dało wspólne życie z Freyą? O Frei mogę pisać i mówić dużo, bo była to moja muza. I uważam, że była przykładem psa z multum problemów, który bardzo ładnie sobie z nimi radził. Moja dobra koleżanka powiedziała mi kiedyś, że ja próbowałam jej pomóc wyjść z problemów. Ale wszystko się udawało i szło do przodu, bo ona (w sensie Freya) się starała. Dzięki Aga! 😉
Pewnie uznacie, że się powtarzam, ale Freya nauczyła mnie cierpliwości. Myślałam, że jestem cierpliwa, ale Freya pokazała mi, że to co „umiałam” było ledwie małym procencikiem tego, co mogłam osiągnąć.
Nauczyłam się odpuszczać. Zanim wzięłam Freyę liczyłam, że wezmę psa, z którym będę mogła bawić się w sporty (ha ha). Gdy przywiozłam Freyę do domu, wiedziałam, że swoje plany co do niej, muszę zmienić i to o 180 stopni (jak nie więcej). Powstały nowe plany, które bardzo szybko chciałam zrealizować. Ale im bardziej naciskałam, tym bardziej Freya się wycofywała. W momencie, gdy zaczęłam odpuszczać, Freya zaczęła iść powolutku do przodu.
Czasem trzeba zacząć od nowa – kolejna lekcja od Frei. Wydawałoby się, że już jest dobrze, że już „coś mamy” i idziemy do przodu. Nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy, wszystko zaczynało się walić. Freya ponownie nie chciała wychodzić na dwór. I co trzeba było zrobić? Zacząć znowu wszystko od początku. Ponownie zaczęła bać się stukania garnkami, talerzami i innymi przedmiotami w kuchni? Zaczynamy oswajanie od początku. Wystraszyła się czegoś/poślizgnęła w momencie przechodzenia przez drzwi? Ponownie trzeba było ją przekonać, że przechodzenie przez drzwi jest bezpieczne.
Szukaj nowych rozwiązań, nie bój się zapytać i edukuj się! Tak moi drodzy, jeżeli chcemy pomóc naszym psiakom wyjść z problemu, musimy czasem zasięgnąć języka. Popytać specjalistów, przeczytać książkę, zainspirować się czyimiś działaniami. O ile z szukaniem po książkach czy przeróżnych artykułach nie mam problemu, o tyle zapytanie się kogoś o coś było dla mnie problemem. Dlaczego? Wynika to głównie z mojego charakteru. Bo co ja będę komuś zawracać głowę swoim problemem. A okazuje się, że czasem krótka wymiana zdań potrafi zainspirować do działania, bo jakaś „klapka” w mózgu się otworzy i już widzimy co mamy robić.
Walcz! I nie poddawaj się! Walcz o siebie, o swojego psa, o dobro swojego psa, o przestrzeń dla was obydwojga, sygnalizuj Światu gdy coś Ci się nie podoba.
Praca nad problemem może trwać bardzo długo, czasem nawet latami. Dlatego przestałam dybać nad nią i sprawdzać w każdej minucie, czy już jest lepiej. Zaczęłam myśleć: „a za pół roku/rok mogą być efekty„. I nagle się okazało, że efekty pracy były dużo szybciej, bo dostrzegłam drobne kroczki jakie popełniała. Zaczęłam się tymi drobnymi zmianami cieszyć. Zamiast marudzić, że podczas spaceru nie przeszłyśmy całego parku, zaczęłam się cieszyć, że Freycia chciała przejść się cały trawnik na jakim ją postawiłam. Że zaczęła wąchać trawę zamiast obserwować środowisko. Że nie zaczęła uciekać na widok innego psa, że pies podszedł na odległość kilku metrów i nie było ucieczki, że obwąchała się z innym psem. Że sama wyszła na podwórko, potem że wyszła na podwórko na kilka sekund itd. Obecnie, gdy patrzę na Iggy’ego i jego problem z obcymi ludźmi, wiedziałam, że na efekty będę musiała poczekać i jestem wielce zdziwiona, że te efekty przychodzą tak szybko.
Freya nauczyła mnie „wyzwalać” swoje emocje i panować nad nimi. Trochę sobie przeczę? Ja tak nie uważam. 😛 Gdy było bardzo źle, albo udało nam się wypracować spacery wieczorami to potrafiły trafić nam się fajerwerki (w tygodniu, np. w taki wtorek, idealny dzień do strzelania fajerwerkami). Freya wpadała w ultra panikę, której już dawno nie prezentowała. O ile udało mi się ją utrzymać i próbować zmniejszyć jej niepokój, o tyle wiedziałam, że cała dotychczasowa robota poszła na marne. I co ja zrobiłam, gdy skończyły się fajerwerki? Wybuchnęłam płaczem, w parku, na głównej alejce, wśród pierdyliarda ludzi dookoła. Hamulce puściły, przestałam się przejmować, że ktoś będzie się krzywo patrzył. Było mi przykro, było mi szkoda mojego biednego, wystraszonego psa, który nie wiedział co się dzieje. Jednocześnie mały procent mnie cieszył się, że drugi nie kuma o co w tym całym zajściu chodzi i dlaczego Freya zachowuje się tak a nie inaczej, bo przecież się nic nie dzieje. I nie przejął jej strachliwego zachowania. A teraz krótki przykład panowania nad emocjami. Coś z czym trudno było mi sobie poradzić, gdy była Frida, nie łatwo się to „zwalczało” przy Frei i dalej to temperuję przy Iggym. A mianowicie, wkurzanie się na siebie, na psa, „utrzymywanie” tej emocji i wyładowywanie jej na psie, wszystkich i wszystkim dookoła, gdy coś nie wychodziło. Bo pies nie chce współpracować, bo coś wyuczonego „nie działa” i tego podobne sytuacje.
Dostosuj się do swojego psa, zmień plany i przystosuj się tak aby było Wam razem dobrze. Na weekendy wyjeżdżaliśmy za miasto tak często jak się dało. Ilość gości w domu zredukowała się do niezbędnego minimum. Spacery odbywały się tak długo i w takich porach aby Freya mogła spokojnie z nich korzystać według jej potrzeb. Nie chciała wychodzić, a musiała spełnić swoje potrzeby natury fizjologicznej lub miała problem aby gdzieś przejść? Wynosiłam ją na rękach na trawnik lub przenosiłam jakiś kawałek dalej.
***
Prawdopodobnie o czymś zapomniałam, ale wydaje mi się, że takie kluczowe rzeczy napisałam. Frida była ze mną 9 lat i nie nauczyłam się przy niej tyle ile nauczyłam się przy Frei w ponad rok. Nie dlatego, że Frida była złym nauczycielem. Frida była inna, miała inne problemy. Powiedziałabym, że nawet ich nie miała. 😛 Freya była specyficzna, potrzebowała dużo uwagi, dużo pracy, zmiany myślenia, a co za tym wszystkim idzie, można było się dużo przy niej nauczyć. Tylko czy ze wszystkiego wyciągnęłam wnioski i nauczyłam się tego co mi oferowała? Przyszłość to zweryfikuje.
Te najtrudniejsze psy najwięcej uczą, to prawda. Imponujące, ile wyciągnęłaś z „zaledwie” roku spędzonego z Freyą. Dzięki mojemu własnemu psu także dowiedziałam się, jak to jest płakać z bezsilności w tłumie ludzi… Ale również poznałam łzy szczęścia, gdy coś niemożliwego (jak np. u nas reakcja na przywołanie po zasłyszanej petardzie) stawało się realne. Według mnie najważniejszą lekcją przy takich burkach jest lekcja pokory, która – choć nie nazwana tu dosłownie – wydaje się skrywać pod paroma wspomnianymi przez Ciebie kwestiami 🙂 Chyba nikt nigdy tak dobitnie nie sprowadził mnie na ziemię (może wręcz do parteru), jak mój pies pokazujący, że tylko wydaje mi się, że coś wiem i potrafię…
O to jest to. Myślimy, że coś wiemy, a okazuje się, że nasze psiaki powodują, że uczymy się na nowo, zgłębiamy więcej wiedzy i zaczynamy patrzeć na różne aspekty w inny sposób. 🙂
Wspaniale napisane! Ileż to my możemy się nauczyć dzięki obcowaniu z takimi stworzeniami 🙂 A psiarze chyba mają cierpliwość opanowaną do poziomu lvl master 🙂
Dziękuję 🙂 Każdy zwierzak nas czegoś nauczy. Mam wrażenie, że cierpliwość w przypadku psiarzy jest wystawiana w różnych sytuacjach i można osiągać jej nowe poziomy. 😀