Przygodę z dogtrekkingiem dopiero zaczynamy. Pomimo całkiem obfitych planów na ten rok, jak na razie udało się wziąć udział jedynie w dwóch imprezach. Na szczęście to nie koniec naszych startów, bo jeżeli terminy będą sprzyjające, będziemy nadal czynnie brali udział w maszerowaniu z psem.
Natomiast dzisiaj chciałabym przedstawić Wam moją krótką relację z dogtrekkingu zorganizowanego przez Mazowiecką Ligę Dogtrekkingu, która zwołała 7 września 2019 roku amatorów wędrówek z psem na kolejny psi event. Cała impreza odbyła się w Puszczy Bolimowskiej pod Żyrardowem. Organizatorzy przewidzieli dwie kategorie dystansowe na 6 i 15 km. Ponieważ koniec sierpnia był dosyć upalny, a prognozy pogody na początek września, nie pozostawiały złudzeń, że może to się rychło zmienić, postanowiłam, że zapiszę nas na 6 km.
Mapy w dłoń!
Na miejsce zbiórki dotarliśmy (z małymi przygodami) w samą porę. Czym prędzej chwyciłam za dokumenty i ustawiłam się w kolejce do odprawy. Iggy został z Mamą przy samochodzie, gdzie poznał kilku kumpli, z którymi świetnie się bawił w czasie mojej krótkiej nieobecności. Odmeldowałam się, pobrałam mapę, kartę do wypełnienia i powróciłam do moich.
Przed startem, organizatorzy podrzucili nam kilka istotnych informacji i rozpoczął się dogtrekking. Z poprzedniego udziału wiedziałam, że na początku trzeba ułożyć sobie jakiś plan działania i porównywać „znaki” w terenie z informacjami zamieszczonymi na mapie.
Standardowo, do pierwszego punktu wszyscy uczestnicy szli „razem”. Po zapisaniu pierwszego hasła na kartach, grupa dogtrekkerów się rozpierzchła i każdy szedł według swojego pomysłu. Iggy i ja wraz z towarzyszącą nam znajomą (którą poznaliśmy przed startem) postanowiłyśmy iść do najdalszego punktu na mapie i wrócić zahaczając o pozostałe stacje. Szło nam całkiem nieźle, do momentu kiedy pojawiło się więcej dróg w rzeczywistości niż było ich na mapie. Jak się ostatecznie okazało, skręciłyśmy za bardzo w lewo, co poskutkowało tym, że zamiast wyjść idealnie na punkt kontrolny, wyszłyśmy za wcześnie i trzeba było chodzić między drzewami aby go znaleźć. Ale od tego jest przygoda!
Zgodnie z zapewnieniami organizatorów, wszystkie punkty kontrolne były umieszczone w bardzo widocznych miejscach. Chociaż widziałam, że przy zawieszaniu kartek, czasami osoba, która to robiła chciała je nieco ukryć dla sprawienia lekkiej trudności. Ale nie z nami te numery!
Niech to będzie przygoda
Nie zostaliśmy do ogłoszenia zwycięzców biegu. Po dotarciu do mety, oddałam kartę z zapisanymi hasłami z trasy, chwilę jeszcze porozmawiałam i wróciliśmy do miasta. Zaskoczyło mnie to, że w miasteczku biegowym panowała taka przyjacielska, sielska i kameralna atmosfera. Kocyki, prowiant, herbatka z termosa, psi znajomi i pogawędki. Gdyby nie wcześniejsze plany, zostalibyśmy dłużej. Następnym razem będę przygotowana.
A tak jeszcze z innej beczki. W czasie naszej wędrówki po Puszczy Bolimowskiej spotkaliśmy kilka osób, które poważnie (nie tak jak ja) podeszły do tematu i całą trasę biegły, spinały się, szukały stacji. Stwierdzam, że rywalizacja to jednak nie moje klimaty i jak na takie imprezy jeździć to tylko żeby się dobrze bawić. Mam wrażenie, że w naszym przypadku (moim i Iggy’eego) dążenie do zajęcia podium odebrałoby całą przyjemność z zabawy. A przecież nie o to chodzi.