Wpis powstał w lutym, ale pamiętałam, że miałam nanieść w nim drobne poprawki. Przyczyniło się to do tego, że o nim najzwyczajniej w świecie… zapomniałam. Dlatego śpieszę by Wam go teraz pokazać. Aczkolwiek obecnie stosunek Fridy do jedzenia trochę się zmienił i nie ćwiczymy już tak intensywnie podanych poniżej metod. Zatem, enjoy ^^
***
W jednym wpisie z cyklu Aktywnego Seniora wspomniałam o tym, że z Fridą ćwiczymy tak zwane przeze mnie „ćwiczenia na opanowanie się”.
O co w tym chodzi? Głównie o to by poskromić niedawno ujawniony popęd Babulinki do rzucania się na jedzenie – bo zachowuje się często jakby oprócz niej było co najmniej stado innych psów, które wyrywają sobie jej porcję jedzenia.
Nie pozwalamy dzieciom w rodzinie karmić Hrabianki – ze względu na to, że dzieci nie kontrolują tego za jakie jej zachowanie dają smakołyk. Dla nich przede wszystkim liczy się frajda z tego, że mogły ją czymś nakarmić. Problem polega głównie na nagłym zmienionym zachowaniu Babulińci. Jak do tej pory nie rzucała się na jedzenie, jednak teraz tylko dobry refleks uchroni mnie bądź mamę przed „utartą” palca w momencie gdy chcemy psinkę za coś nagrodzić.
Opanowanie ćwiczymy prawie od samego momentu zauważenia zaistniałego problemu. W domu widziałam że miewa lepsze i gorsze chwile, z przewagą tych gorszych. Natomiast tak jak już w jednym wpisie pisałam – przy obcych osobach, kontrola swoich ruchów paszczą jest znacznie wyższa. Na samotnych spacerach, poziom rysowania kłem po moich palcach i dłoni również jest różny, natomiast przy innych psach/ludziach istny aniołek.
Wydaje mi się, że to głównie zależy od tego, że ta „nauka” idzie tylko z mojej strony. Czyli ja się staram coś robić, natomiast mama kompletnie się tym nie przejmuje. Dlatego efekty są mizerne. Ostatnio rozmawiałam z sąsiadką-psiarą, która nie dowierzała, że taką starowinkę dało się jeszcze tyle rzeczy nauczyć. Na co odrzekłam, że ona była uczona od samego początku jak się u nas zjawiła. Komentarz sąsiadki, że chyba przy mamie to ona nie wykonuje żadnych komend, wgniótł mnie trochę w chodnik.
Ale koniec marudzenia, do rzeczy! Co konkretnie robimy? Otóż mam kilka ćwiczeń:
- Przede wszystkim: smakołyk/michę z jedzeniem dostaje dopiero gdy się uspokoi
- Skarmiam smakołykami gdy Frida nie wychyla paszczy w stronę ręki ze smaczkiem
- Praktycznie wkładam jej smaczka do otworu gębowego
- Ćwiczymy, wszystkim znaną, metodę z dłonią, na której są smaczki i nie dajemy ich póki pies się na nie „nie rzuca”
- Oprócz tego wprowadziłam komendę „weź” gdy zadowala mnie jej zachowanie
O efektach Wam napisałam, przyczynach i metodach też. Teraz czekam na Waszą odpowiedź, bo może podpowiecie co jeszcze można zrobić by zminimalizować efekt „rzucania się na jedzenie”, które ktoś trzyma w ręku. Albo przyda się ta metoda komuś kto ma taki problem ze swoim psem.
Może mieliście tego typu problem i udało się Wam go „pokonać” i chcecie się ze mną podzielić Waszą historią?