Jestem molem książkowym i uwielbiam czytać. Serio! Uważam, że niewiele jest rzeczy które mogą konkurować z ciekawą lekturą czytaną w wygodnym łóżku lub na ławce w parku w ciepły słoneczny dzień. Do moich ulubionych gatunków, po które najczęściej sięgam, należą powieści detektywistyczne oraz kryminały.
I tak się złożyło, że wydawnictwo Oficynka zaproponowało mi przeczytanie i zrecenzowanie książki kryminalnej, w której główną rolę mają psy. No czyż to nie idealne połączenie dla kogoś takiego jak ja? Osoby, która ma szajbusa na punkcie psów i zaczytuje się w powieściach z zagadkami gdzie giną ludzie, tudzież psy? Sami odpowiedzcie. A może pośród moich czytelników jest ktoś o podobnym czytelniczym usposobieniu jak moje?
Przechodząc do wyczekiwanej przez Was recenzji książki. „Strzeż się psa. Psi kryminał”, bo taki tytuł nosi owa powieść (choć w tym wypadku nikt by się nie obraził gdyby napisać psowieść), została napisana przez Izabelę Szolc. Pani Szolc jest bardziej znana z powieści fantastycznych – polecam przejrzeć listę napisanych przez nią opowiadań lub książek, a nuż fantaści coś dla siebie znajdą. 😉 Anyway, wydaje mi się, że w przypadku tej książki możemy spokojnie powiedzieć o powieści kryminalnej połączonej z fantastyką – aczkolwiek każdy psiarz powie, że jego pies też do niego mówi i tu żadnej fantastyki nie ma. Jednak tę kwestię do rozstrzygnięcia pozostawiam Wam. 😉
Głównym bohaterem, a zarazem i narratorem opowieści jest sześcioletni pies, Albrecht (w skrócie Al), który jest rodowodowym Bloodhoundem (dla osób, które nie wiedzą jak ta rasa wygląd -> klik i dla tych co chcą liznąć wiedzy na temat tej rasy -> klik). Wydarzenia opisane w książce rozgrywają się w czasach współczesnych, na warszawskich Kabatach (wprost nie jest to napisane, no bo skąd pies ma wiedzieć jak się nazywają poszczególne dzielnice Warszawy, ale z opisu można to wywnioskować) i są to wydarzenia widziane z perspektywy psa.
Al nakreśla nam z grubsza charakter i stosunki między nim a swoją pańcią – Laurą, w której jest po uszy zakochany. Oprócz niej, zostają nam przedstawione osiedlowe psy, ich mniejsze bądź większe problemy specyfiki charakteru, jak również stosunek ich właścicieli do ich własnych psów. Narrator w sposób cyniczny wyśmiewa się z zachowania ludzi, a także i psów, które w książce zostały spersonifikowane.
Na początku można się trochę pogubić w przedstawionej akcji. Wydarzenia są czasami oderwane i niewyjaśnione do końca, co w finalnych momentach pozwala czytelnikowi interpretować zakończenie książki na własny sposób. Akcja rozwija się dość powoli aby na samym końcu przyspieszyć i pozostawić czytelnika z nutką niedosytu zakończonej przygody.
Monotonne życie psa mieszkającego w blokowisku na osiedlu zostaje zakłócone poprzez niewyjaśnione i – z pozoru – niewinne sytuacje. Dodatkowo możemy przekonać się co czuje pies w miłości, zazdrości czy poczuciu straty. Główny bohater, może z racji wieku, może z racji swojej rasy, jest wzorem dla innych, i to w nim pozostałe psy szukają oparcia oraz rozwiązania zagadki.
Z wyjątkiem zagłębienia się w wątki kryminalne, możemy zadumać się nad problematyką udomowienia psów, która to została w książce poruszona. Czy ludzkość zdecydowałaby się ponownie udomowić psy, gdyby wszystko zaczęłoby się od nowa? Czy udomowienie psów było dobre? Kto na tym najbardziej zyskał? Kryminalne zagadki zostają przerwane przez serię pojawiających się pytań zasugerowanych przez autorkę, nad którymi będziemy się zastanawiać nawet po przeczytaniu tej książki. Kolejnym ważnym aspektem w powieści jest kwestia nieszczerej chęci niesienia pomocy w zamian za profity. Czyli przykrywka do zarabiania pieniędzy pod szyldem fundacji – o zgrozo, jakże to aktualne. W książce udało się temu zapobiec, a jak jest w rzeczywistości? Niby kryminał, niby bajeczka, a bardzo dotykająca i prześmiewająca nasze życie.
Polecam tę książkę każdej osobie, która lubi ostry język, zagadki, lekkie kryminały i filozofię. Niewątpliwie wszystkie te elementy w tej pozycji się pojawiają. Książka gruba nie jest, będzie idealną rozrywką w trakcie podróży do innego miasta lub też świetnie uzupełni kanapowe jesienne wieczory do przegryzania pistacji lub mieszanki studenckiej.
Jest jeszcze jedna rzecz, która bardzo przekonuje mnie do polecenia Wam tej książki. Pewnie nie wiecie, ale wszystkie tantiemy autorskie ze sprzedaży tej książki są przekazywane Fundacji Viva!. Na końcu książki są z grubsza opisane działania, jakie podejmuje owa Fundacja, aby życie zwierząt było lepsze.
Kto już czytał „Strzeż się psa”? Jakie macie opinie o tej książce? A może dopiero chcieliście ją przeczytać ale nie wiedzieliście czy przypadnie Wam do gustu?
O kurcze, a myślałam że to ja piszę pierwszy w Polsce kryminał kynologiczny 🙂 Widzę, że jednak ktoś mnie wyprzedził. Bardzo fajny pomysł na książke i chętnie przeczytam, żeby czerpać inspiracje