W tym wpisie będzie więcej kotów niż psów, głównie dlatego, że psicy od maleńkości nie mam, a kocicę i owszem. Dlatego mogę spokojnie napisać, co się w niej zmieniło przez te 14 lat. W tym poście chcę zwrócić uwagę na to jak pod wpływem lat nasze zwierzaki się zmieniają.
Kotdzilla
Pierwszą zmianą (oczywiście na korzyść) zauważyłyśmy z mamą około 3-5 lat temu. Była to zmiana w charakterze naszej kotki. Do tamtej pory była ona niedotykalska, można powiedzieć, że aspołeczna, przychodziła na pięciosekundowe mizianie gdy miała na to ochotę – i tylko do domowników. Obcych traktowała z dystansu. A jak ktoś, nie daj co, chciał Madame dotknąć, musiał się liczyć z uprzedzeniem od niej, o zamiarze potraktowania delikwenta łapą z pazurami. Domownicy też byli podzieleni na „lepszych” i „gorszych”. Domownik „lepszy” mógł głaskać Kotdzillę dłużej niż pięć sekund i to po brzuchu (!). Kotka uznała, że na początku będzie tylko jeden „lepszy” domownik i była nim mama. Po pewnym czasie i ja dostałam od niej sygnał o „awansowanie” mnie do grona tych „lepszych” domowników. Już nie było problemu z głaskaniem po brzuchu, przytulaniem czy „molestowaniem” kociego futra. Drugim sygnałem była możliwość pogłaskania futra Grubej przez obcych. Ale nie przesadzajmy, tylko po grzbiecie. Z czasem moje możliwości w głaskaniu, przytulaniu, mizianiu powiększyły się o spanie na poduszkach obok siebie, na mojej głowie lub w nogach.
Drugą zmianą w zachowaniu Kotdzilli (i to już niestety na naszą niekorzyść) jest łamzanie. Nigdy do tej pory nie łamzała o jedzenie. Mało tego, miałyśmy kiedyś kota, który podkradał jedzenie z talerzy, a kotka dalej trzymała się z dala od naszych naczyń. Niuś (nasz trzeci, adoptowany kot, który niestety już nie żyje) potrafił tak ściągnąć szynkę z kanapki (na której leżały jeszcze warzywa), że wyglądało jakby tej szynki nigdy tam nie było. Kocica do takich sztuczek się nie zabiera, ale jeżeli niepostrzeżenie zostawisz kanapki, zupę czy jogurt bez opieki, musisz się liczyć z tym, że będziesz mieć współtowarzysza w posiłku.
Kontynuując temat jedzenia, Kotdzilla zaczęła się na nie „rzucać”. Tzn. cokolwiek się nie ma w ręku do jedzenia natychmiastowo kocica znajdzie się w zasięgu wzroku z wymownym spojrzeniem. To również jest zachowanie, do jakiego nie przywykłyśmy z racji tego, ze Gruba jadła tylko to co dostała na śniadanie i kolację, plus suche, które zawsze jest w misce. Mamy ją od jej trzeciego miesiąca życia i przez ten czas nigdy nie śledziła wzrokiem każdego ruchu gdy się miało coś w ręku zjadliwego, jak podchodziło się do lodówki lub jak wyjmowało się jakaś miskę. Dodatkowym ciążeniem jest to, że zaczęła wskakiwać na stół. Może gdyby mama jej w tej kwestii nie pobłażała to by się odzwyczaiła, no ale… I te zmiany zaczęły się w okolicy kwietnia ubiegłego roku (zatem stosunkowo niedawno).
Kolejną, pozytywną zmianą jest ograniczone wypadanie sierści. Myślę, że każdy kiedyś się spotkał ze „zjawiskiem” przyciągania sierści przez czarne ubrania. Albo koty, o w miarę jasnym umaszczeniu, bardzo lubią ocierać lub kłaść się na ubraniach w kolorze czarnym. No cóż, po mnie było z daleka widać, że mam w domu kota. W końcu na czarnej koszulce czy spodniach miałam dodatkowe elementy garderoby w postaci kociej sierści. Czasem się zastanawiałam, czy może kocica nie chciała żebym miała dodatkowe ogrzewanie w zimę. Problem z kocicą polegał na tym, że gdzie się nie położyła czy usiadła zostawiała po sobie „gniazdo” z sierści. Nie ważne czy to była wiosna, zima czy jesień, liniała jednakowo. Jednak od ponad roku gubienie przez nią sierści się bardzo mocno ograniczyło. Praktycznie wygląda to tak, jakby w ogóle nie liniała. Zatem duży plus.
Przedostatnią zmianą jaka zaszła u kocicy jest jej waga. Spadła i to bez dwóch zdań. Nie mam jak jej zważyć, ponieważ nie posiadam wagi w domu, a do weterynarza z nią nie jeździmy. Ale widać, że waży mniej, bo jest jej „mniej”. Ponad rok temu, gdy kładła się podobnie do tego jak psy robią „waruj”, po bokach tłuszcz układał się tak jakby miała na sobie płaszcz, który się „rozlewa” na boki. Obecnie dalej ma zwisający worek na brzuchu, ale również zapadnięte boki, brak „płaszcza” i jak się kładzie wygląda na mniejszą. Jest to dosyć niepokojący objaw, jednak staramy się ograniczać jej wizyty weterynarza.
Inną bardzo niemiłą zmianą, dla nas jak i dla samej Kocicy, jest strata przez nią wzroku. Trudno powiedzieć na które oko gorzej widzi, bo w ciągu (mniej więcej) dwóch miesięcy zaczęła widzieć coraz mniej. Często nie wie, że postawiło się przed nią miski z jedzeniem, jeżeli nie dało jej się wcześniej do powąchania. Czasem zderzy się z nami jak stoimy tyłem i nie wiemy, że idzie w naszym kierunku.
Ostatnią przykra zmianą są coraz częstsze problemy z chodzeniem, głównie na tynie łapy. W gorszych dniach Kocica chwieje się na nogach i nie da się dotknąć. Ale na szczęście, rzadko bywają takie dni.
Frida
Żeby miłośnikom psów nie było smutno, napiszę kilka słów i o zmianach u Fridy. Dużo ich nie ma, ale zawsze się coś zauważa.
Pierwszą zmianę zauważyłam w zeszłym roku gdy wyszłam z Frykadelem na spacer. Chodzimy sobie po Parku Fontann, a tu psica siada na trawniku i patrzy się w „przestrzeń”. I tak siedzi. I siedzi. I dalej patrzy się „gdzieś”. Nie bardzo wiedziałam o co chodzi. Ale od tamtej pory takie „zawieszenia” zdarzają jej się coraz częściej. Próbowałam ją wołać, jednak ona dalej myślami była gdzie indziej. Od tego czasu zrobiła się też bardziej spokojniejsza i powolniejsza.
Kolejną, oczywistą zmianą jest siwienie. Ja wiem, co zaraz powiecie. „Przecież ona nie jest nigdzie siwa!” No niestety, moi mili, Frida zaczęła siwieć ponad dwa lata temu. Fakt, faktem, że tego może nie widać z daleko, jednak jak ktoś się przyjrzy jej mordce to zauważy, że brodę ma siwą. Na kufie też już coraz bardziej widać stalowy odcień. Na karku i tułowi można znaleźć pojedyncze siwe włoski.
To jedyne zmiany jakie zaszły u psicy. Jest ich zdecydowanie mniej niż u Kotdzilli. Niektóre „przemiany” są pozytywne, inne nie, ale mam wrażenie, że dzięki nim stajemy się sobie „bliższe”. Jakby nie patrzeć, bez niektórych rzeczy, byłoby nudno.