Chciałabym się podzielić z Wami, krótką historią o naszej środowej przygodzie.
Rzecz miała się o poranku, kiedy postanowiłam wybrać się z psiakami na dłuższy spacer. Niestety nie udało nam się pokonać zaplanowanego przeze mnie dystansu, ponieważ po 15 minutach, na naszej drodze stanął buldożek francuski.
Zaraz się zapytacie, jak taki mały piesek mógł zmienić o 180 stopni nasze plany? No cóż, wystarczyło, że był to piesek bardzo zdezorientowany i wbiegający pod koła samochodów. Bez obroży, bez szelek i bez jakiegokolwiek opiekuna.
***
Umówmy się, że kojarzenie faktów o obcych psach, nie jest moją mocną stroną, a na pewno nie o 6 rano. Dlatego w pierwszym momencie, nie wiedziałam, co to za pies. Udało mi się spotkać, aż jedną osobę na ulicy i zapytać, czy kojarzy biegającego bez ładu i składu psa. Pani z MPO powiedziała, że kojarzy, aby taki pan chodził z pieskiem, ale dzisiaj widziała tylko luzem biegającego psa. W między czasie, mili kierowcy na skrzyżowaniu nieopodal, starali się nie rozjechać buldożka. Wiedziałam, że nie uda mi się go złapać (nie w tym stanie psychicznym psa i nie z dwoma brytanami na smyczach). A jedyne co mi przyszło do głowy, że może Eko Patrol mógłby pomóc.
Naturalnie, dodzwonienie się na straż miejską o 6 rano graniczy z cudem. Bo wiadomo, że o 6 rano dzwonią wszyscy, z każdym problemem, przez co wszystkie linie są obecnie zajęte. W między czasie, piesek postanowił oddalić się od skrzyżowania (uff) i podreptać w bardziej bezpieczną stronę. Po chwili, zatrzymał się samochód i wysiadł z niego Pan, który również zaczął się zastanawiać, co z tym psem jest nie tak. Po krótkiej wymianie zdań, ustaliliśmy, że to nie jest mój pies i nie wiemy, do kogo należy. Straż miejska nadal miała wszystkie linie zajęte.
***
Po paru minutach pojawiła się Pani (raczej w średnim wieku) spacerująca z dwoma mały pieskami. Pani raczej nie bardzo przejęła się biegającym buldożkiem. Gdy zapytałam się, czy może jest cień nadziei, że kojarzy owego uciekiniera, powiedziała, że tak. Co więcej, ponoć jakiś starszy pan, dwa podwórka dalej jej szuka (okazało się, to suczka). Zapytałam, czy Pani wie, na którym podwórku widziała ostatni raz tego pana. Pani stwierdziła, że tak i ona właśnie tam idzie, to mu powie. Bardzo Pani podziękowałam i powiedziałam, że zostanę tutaj aby przypilnować buldożki, aby nie nic jej się nie stało.
Ponieważ piesek raczej unikał innych ludzi i psów, zatem aby nie pobiegła ponownie na skrzyżowanie musiałam odciąć jej do niego drogę. Co było akurat łatwe i od razu poskutkowało. Chwilę później buldożka wybrała kierunek na podwórka, gdzie być może, jej pan jej szukał. A jeżeli nawet nie, to już mógł być bliżej, jak dalej.
Aby jej przypilnować, szliśmy za nią w pewnej odległości, tak aby jej za bardzo nie wystraszyć, ale żeby mieć ją na oku i w razie czego, zmodyfikować jej drogę. Dosłownie za zakrętem spotkaliśmy ponownie ową panią z dwoma pieskami, która raczej nie spieszyła się, aby poinformować pana, że jego piesek się znalazł. Ponieważ buldożka znalazła się w sytuacji, kiedy za nią były osoby z psami i przed nią był ktoś obcy i psy, zatrzymała się i po chwili usiadła. Widząc zaistniałą sytuację, zatrzymałam się i czekałam, na jej ewentualny ruch.
Pani z dwoma pieskami wpadła, jak mniemam, na wspaniały pomysł i postanowiła podejść do suczki, aby ta zwróciła na nią uwagę i za nią podążyła, żeby ta mogła zaprowadzić ją do starszego pana. Oczywiście efekt był taki, że suczka uciekła w bok a owa Pani szła za nią. Szybko wykonałam ruch, aby ponownie cie uciekła w stronę skrzyżowania lub jakiejkolwiek ulicy i udało się ja zatrzymać. Pani postanowiła ją wołać i na nią gwizdać, co nie przyniosło żadnego efektu, z wyjątkiem wprowadzenia mnie w błąd. Bo myślałam, że to ten pan gwiżdże i jest już gdzieś blisko.
Musiałam kilka razy Pani z pieskami powtarzać, że to na nic się zda, bo buldożek jest w zbyt dużym stresie i nie będzie podchodzić do obcych osób, a już na pewno nie na wołanie. Pani trochę jakby się obraziła, ale stała dalej. W międzyczasie, przeszło parę osób, ale ani widu, ani słychu starszego pana.
Buldożka postanowiła, jednak się ruszyć, ale aby nie wypadła na ulicę, w dalszym ciągu odcinałam jej drogę. Pani z pieskami jakby olała sytuację i sobie poszła, a ja zostałam na straży pieska, który w końcu usiadł i niespokojnie wyglądał swojego pana.
***
Staliśmy tak z dobre 10 minut i przez ten czas, nikogo nie widziałam przechodzącego w pobliżu. Ani jednej osoby i ani jednego nawołującego głosu. Latarnie zgasły, chwaliłam siebie w duchu, że Iggy’emu ubrałam na spacer kurtkę i cieszyłam się, że prawa ręka jest na tyle sprawna, że mogę spokojnie trzymać piszczącego i co jakiś czas, wyrywającego się do pieska Carbo.
Długie oczekiwanie, na jakiś dobry pomysł z mojej strony i cudowne pojawienie się psiego właściciela, poskutkowało tym, że każdy miał już dosyć panującego w tym dniu zimna. Buldożka postanowiła wybrać się ponownie w kierunku, gdzie znajdowało się skrzyżowanie, ale byliśmy od niej szybsi i zawróciła. Jednak nie zatrzymała się, a szła dalej przed siebie dochodząc do niskich bloków, które znajdowały się po drugiej ulicy (mało uczęszczanej) i stronie placu, na którym staliśmy. Jak się okazało, suczce, przypomniało się, gdzie mieszka i usiadła pod klatką schodową.
Dobra, jakiś sukces. Skoro zatrzymała się pod klatką schodową to na 100% tam mieszka. Teraz wystarczy, że ktoś będzie wchodził lub wychodził, ona wejdzie na klatkę i będzie czekać pod swoimi drzwiami.
Jednak zanim to się stało, niespełna 5 minut później, słyszę, jak ktoś słabym głosem woła jakieś imię. W okolicy nikogo nie widzę, ale wpadam na pomysł, że może ktoś nadchodzi z kierunku, z którego przyszliśmy.
Widzę niskiego pana w kapturze i pytam go, czy to jego pies. On potwierdza i idzie pod klatkę nie spojrzawszy w naszym kierunku i bełkocąc coś pod nosem, a ja dopiero po chwili go poznaję. Zazwyczaj dziarski, ale małomówny, z dużym wąsem pan na emeryturze, który nie nadążał za swoją młodą buldożką, tym razem wyglądał jak przepity, leśny dziadek, który nie panował nie tylko nad psem. Suczka ucieszyła się na jego widok i razem zniknęli za drzwiami wejściowymi do budynku.
***
Wyjęłam telefon, była 7:21. Spojrzałam na swoje psy, które miały mieć fajny spacer przed rozpoczęciem przeze mnie pracy. Zamiast pokonywać dystanse i biegać za piłką, robiły za zaporę, nie do pokonania przez małego pieska, aby ten mógł cały i bezpieczny wrócić do domu.
Cieszę się, że było kilka osób, które zainteresowały się pieskiem. Nie wiem co się stało, że buldożka biegała luzem i nie bardzo wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie chcę oceniać tego pana, bo ewidentnie to nie był jego poranek/dzień. Mimo wszystko, ulżyło mi, że udało się pieska bezpiecznie dostarczyć do domu.
Bardzo faja historia! W takich sytuacjach zawsze warto pomagać 🙂
Pewnie! Co ma poradzić taki psiak, który się zgubił/został wyrzucony, nie wie co się dzieje i jest zdezorientowany. Dobrze, że szybko udało się ustalić właściciela.
Dobrze, że skończyło się happy endem, ale nie każdy psiak ma tyle szczęścia. Życzę zdrówka i dobrego 2021!
W tym przypadku szybko udało się ustalić właściciela i oddać psiaka w jego ręce. Natomiast ile jest psiaków, które nie znajdują domu… 🙁 Dużo zdrowia i lepszego 2021! 🙂
I takie historie fajnie się czyta. Twój piesek przypomina mi pyszczkiem mojego owczarka, którego już nie ma na tym świecie. Obecnie u mojego boku jest Golden Retriever, po prostu nie umiem żyć bez psów.
Ja również nie umiem żyć bez psa, a bez dwóch to już w ogóle. Wszystkiego dobrego. 🙂