Gdybym była kocicą moich dziadków, nienawidziłabym Świąt. Od około trzech lat, wszystkie święta organizowane są u rodziców mamy. Mniej więcej też tyle jest u nich adoptowana, starsza kotka. Na co dzień ma spokój, Babcia da jedzonko, Dziadek podrapie po grzbiecie. I tak sielsko-anielsko mijają jej dni.
Do czasu, gdy w kalendarzu pojawiają się jakieś świąteczne dni. Gdyby Mama nie miała rodzeństwa, grono ludzi ograniczyło by się do czterech osób, plus, oczywiście kot i pies. Gdy jest w mieszkaniu zestaw, jak powyżej, psica chodzi za Mamą i Babcią do kuchni i próbuje coś wyżebrać. Kotka jej nie interesuje. Jednak taki piękny obrazek trwa do momentu, aż przyjdzie pierwszy z dwóch braci mamy ze swoją rodziną. Każdy z braci Mamy ma dwójkę dzieci, zatem gdy wszyscy się zjawią, w mieszkaniu jest tłum ludzi. Niestety, z rodzeństwa ciotecznego jestem najstarszą, pełnoletnią osobą. Przedział wiekowy rodzeństwa mieści się od 6 do 13 roku życia.
Dzieci lubią zwierzątka. Frida jest ich maskotką, którą zawsze zaczepiają, głaszczą, chcą dokarmiać, niezbyt często, ale nawet chętnie wyjdą z nią na spacer. A ona znosi to ze stoickim spokojem. Ale jak stwierdzi, że ma już dość, przychodzi do nas i błagalnym spojrzeniem prosi o chwilę wytchnienia. Która zazwyczaj trwa do końca rodzinnego spędu. Niestety, kotka już tak spokojna nie jest. Głównie ceni sobie spokój otoczenia oraz olewanie jej osoby. Przy czwórce dzieci, tego się nie da osiągnąć. Od dłuższego czasu staramy się odizolować Kropkę (bo tak nazwana jest kotka) od świątecznej imprezy. Niestety dzieci nie zawsze to rozumieją. I gdy przypomną sobie o niej, chcą ją znaleźć. I tak, zamknięta w najmniejszym pokoju kocica, co jakiś czas jest nawiedzana przez dzieci lub przez dzieci z psem. Niestety, kolejną rzeczą jakiej dzieci nie rozumieją, to tego, że szukaniem kota nakręcają nam psa. I Frykadel zaczyna węszyć. A gdy wywęszy i znajdzie, to zaczyna swoją obecnością dodatkowo stresować Kropkę.
Na tegoroczne Święta, mamy nowy plan odizolowania kotki. Tym razem, przeniesiemy ją z dobytkiem do składziku, którego drzwi będą zamknięte. A psica ze swoim posłaniem będzie siedziała pod drzwiami. Tak by nie nakręcała się węszeniem po mieszkaniu i bieganiem z dzieciakami. Mam nadzieje, że to zadziała. Bo podobnie do Kropki, tracę z każdymi Świętami, coraz więcej cierpliwości.
Mam taki mały apel do każdego, kto czyta ten wpis. Przemyślcie, czy spęd rodzinny służy waszemu zwierzakowi. Po co na siłę trzymać psa czy kota, wśród tłumu ludzi, którego on ma po krótkiej chwili dosyć, bo nie może spokojnie poleżeć? Wy się męczycie i on również. A jeżeli musicie wziąć milusińskiego ze sobą, postarajcie się o jakieś spokojne miejsce dla niego. Weźcie posłanie lub klatkę kennelową (zależy do czego jest przyzwyczajony) i postawcie w miejscu gdzie nie kręci się tłum ludzi. W każdej chwili możecie do zwierzaka podejść i sprawdzić jak się ma. Dzięki temu zwierzaki będą spokojniejsze, a Wy będziecie mogli bez zmartwień wczuć się w atmosferę Świąt.