Z psami na działkę najczęściej jeździmy w okresie wiosenno-letnim, głównie po to by uciec od miejskiego zgiełku i głośnych imprez, które odbywają się tuż pod domem.
Ale coś w tym miejscu jest szczególnego. Może położenie geograficzne? Brak szumów ulicy, tłumów obcych ludzi, nieziemski świergot ptaków? Albo to ogrodzony teren pełen drzew, wysokiej rzadko koszonej trawy (w przeważającej ilości perzu) i publiczną latarnią postawioną przy asfaltowej drodze jakieś 1000 metrów od nas.
Nie wiem co to może być, ale na Freyę to działa. Od pierwszego przyjazdu pokochała to miejsce. Gdy jesteśmy już jakieś 10 km od działki, a przez okno zacznie się sączyć do samochodu powietrze wypełnione okolicznymi zapachami, zaczyna się kręcić i intensywnie węszy co ono przynosi. Przy otwieraniu bramy trzeba zachować ostrożność, bo jest skłonna przeskoczyć (częściej przejść) przez matę samochodową rozwieszoną jednym końcem między dwa przednie fotele i wyjść przez zostawione otwarte drzwi od kierowcy.
Dlaczego uważam, że to miejsce działa na nią w sposób wręcz magiczny?
Na działce pierwszy raz płynnie weszła do i wyszła z domku. Oczywiście były i zaciachy, ale tutaj robiła to wszystko bardzo płynnie. Dużo swobodniej poruszała się po domku, który nie jest znacznie większy od naszego mieszkania. Nie miała tu problemów, aby przechodzić przez drzwi między pokojami. Zaowocowało to tym, że i w warszawskim mieszkaniu przekonała się do przechodzenia z pokoju do kuchni. Z drzwiami frontowymi dalej miała jakiś problem, ale i to minęło.
O czymś szczególnym świadczy to, że podczas pierwszego czy drugiego pobytu tutaj rozluźniła się na tyle, że zaczęła się bawić (wspominałam o tym tutaj). To był cudowny widok, gdy nagle z zahukanego, zestresowanego zwierzątka przemieniła się w radosnego, pełnego dziecięcego wigoru psa.
Wychodzenie na spacer to również nie problem. Wręcz sama staje pod drzwiami lub furtką i czeka aż w końcu się ogarnę i będziemy mogły wyjść pohasać po okolicznych lasach. Szelki w tym miejscu oznaczają „będzie super zabawa”, podczas, gdy w Warszawie są zapowiedzią najgorszej aktywności ever (oczywiście, to ja tak to odbieram).
Zanim miała dobrą passę w zimie na spacerach, to tutaj najlepiej się uczyła różnych komend czy sztuczek.
Z psem na działkę
Na działce na dworze jest zawsze uśmiechnięta i zrelaksowana (w domku również, of kors). Dlatego po cichu liczyłam, że gdy pojedziemy tam już z powiększonym składem, relacje między psami trochę się zmienią. I wcale się nie pomyliłam. Działka to jest to miejsce, gdzie pierwszy raz bawiły się ze sobą w pełnym tego wymiarze. Oczywiście nie trwało to jakoś długo, ale pierwszy symptom zmiany już był!
Podczas naszego wyjazdu na weekend majowy, bawiły się bardzo często. Nawet zdarzało się, że obok siebie spały. A już najdziwniejszym ich wspólnym zachowaniem było spanie na łóżku (w domu Freya na łóżku nie postoi nawet 2 sekund). Dorzucę jeszcze, że potrafiły oba na raz prezentować swoje różowe brzuchy zahaczając o siebie nawzajem, czy Iggy mógł w połowie na niej leżeć i nie było awantury.
Freya tutaj bardzo się zmienia (na korzyść oczywiście), co nie oznacza, że od razu przechodzą jej wszystkie strachy. Ale to tutaj na spacerach nauczyła się, że ujadający zza płotu dwa razy większy od niej bernardyn nie dopadnie jej nagle i nie zagryzie. I że można w miarę spokojnie przejść obok takiego ujadacza niż uciekać na oślep lub kłaść się na drodze.
Iggy czuje się tu równie dobrze, jak w domu. Na niego to miejsce nie ma specjalnego wpływu tak jak na Freyę. Ale myślę, że również lubi tutaj przyjeżdżać – świadczy o tym fakt, że niekoniecznie chce wejść do samochodu, gdy pakujemy się do wyjazdu (w przeciwieństwie do Frei, która pilnuje się mnie, gdy tylko zauważy, że zaczynam pakować manatki).
Tajga na wsi próbuje ustawić wszystkie okoliczne psy, bo przecież warszawska suka przyjechała i nikt nie będzie jej szczekał i podskakiwał 😀 Spacery po wsi czy lasku, łąkach szybko ją nudzą i po 2 dniach widzę, że brakuje jej miasta i szwędania się po jego zakamarkach. Ale każdy pies jest inny, tak jak i ludzie – jedni dobrze czują się w mieście inni na łonie natury. Dobrze, że Freya ma miejsce gdzie czuje się dobrze <3
Haha, ona jest niemożliwa. 😀 Prawdziwy miejski pies! 😀 Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że mam jedno miejsce – pewnik, gdzie jak pojedziemy to ona będzie totalnie wyluzowana. 🙂