Absolutnie nie planowałam długiego weekendu. Bo miał być pracujący. Przynajmniej tak głosił harmonogram z rozpiską przyznanych od górnie wolnych dni na ten rok w pracy. A że to koniec miesiąca, to wiadomo, że robota będzie. Zapomniałam wszak, że jeszcze dni wolne może przyznać „dyrektor” jednostki. A gdy tydzień przed długim weekendem usłyszałam werdykt o dwóch dodatkowych dniach wolnych, nie protestowałam i już oczyma wyobraźni widziałam jak pieski hasają w słoneczku po działce.
Po powrocie do domu, na szybko ogarniałam transport i sprawdziłam ile zostało mi jeszcze do napisania zaliczeń i jakie mostki na Chippendale muszę zrobić aby wyrobić się przed piątkiem rozpoczynającym długi weekend. Ale udało się! Transport się znalazł i pisemne zaliczenia wysłałam jeszcze w czwartek 26 kwietnia. Nie ma to jak dobra motywacja! 😀
Ponieważ późno dowiedziałam się o majówce, nie miałam wcześniej niczego zaplanowanego (za to planuję wakacje w sierpniu) na ten czas. Stwierdziłam, że najlepszą ucieczką z miasta będzie wyjazd na działkę. W ptasią muzykę, brzęczenie owadów, wysoką trawę, pachnące jabłonki, niesamowitą ciszę w lesie i niezliczone tereny spacerowe. Pozostawiając szum samochodów, krzyki i wrzaski, głośną muzykę, tłum ludzi i inne dziwactwa.
Trasy spacerowe
Pomimo bliskiej dostępności łąk, ani razu nie zdecydowałam się na spacer po nich, głównie ze względu na kleszcze. Po zeszłorocznych spacerach z Freyą po nich, wiedziałam, że jeden spacer i będę siedzieć pół dnia w poszukiwaniu małych pasażerów na gapę. Wolałam oszczędzić tego sobie i psom. Wybrałam za to przechadzki po lasach, których w tamtej okolicy jest zatrzęsienie. Część wioseczek mieści się bezpośrednio w lasach bądź są dookoła otulone lasami. Jest to pewien minus, bo przechodząc przez wioseczkę aby następnie móc rozkoszować się lasem, zawsze natkniesz się na luźno latające burki. Ale tak, nie można narzekać, bo przez to tamte okolice mają swój niecodzienny klimat (no chyba, że ktoś tam mieszka na stałe, dla niego na pewno jest to nudne :P). Ale w lasach cisza, spokój, żadnych luzem latających psów. Przez te kilka dni w lesie spotkałam raptem jedną osobę! I obie się zdziwiłyśmy na swój widok.
Długo zastanawiałam się czy pójść z psami do pobliskiej strugi, zwłaszcza, że gorąc był niesamowity. Ale przechodząc mostem nad ową wodą, widziałam, że była ona trochę brudnawa. Toteż zrezygnowałam z wodowania piesków. Myślę, że na to nadarzy się jeszcze okazja.
Nowi psi kumple
Można powiedzieć, że miałam dwóch prawie-że gości na działce w postaci psów. Jeden przydreptał za nami z poprzedniej mieścinki, ku uciesze Iggy’iego, który miał kolejnego kumpla do zabawy. Jednak nie ryzykowałam zapraszania go na teren działki. Raz, że miał obrożę. Dwa, że nie chciałam ryzykować i sprawdzać, jak bardzo Freya przestała być terytorialna w stosunku do innych psów. Mimo, że jest Iggy, nie jestem przekonana czy byłaby taka milusia jak owczarek.
Innym razem pod nasz płot przyszedł owczarek niemiecki, który próbował wejść na posesję. Przy tym jegomościu, moje podpalane pieseczki nie były już takie milusie i przeganiały delikwenta. Pomijam, że on sobie nic z tego nie robił. Koniec końców, oddalił się i poszedł w swoim kierunku. Będąc z psiakami na spacerze dwa dni później, widziałam owego przedstawiciela swojego gatunku na podwórku jednego z domostw. Co nieco uspokoiło moje sumienie.
Odpoczynek, odpoczynkiem, ale zaliczenie się samo nie zrobi
Zaraz się zapytacie „jakie zaliczenie?”. Przecież dopiero co napisałam, że już wszystko napisałam i wysłałam przed majówką. Śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż, owszem, przed majówką wysłałam zaliczenie dotyczące części teoretycznej (której termin oddania był 6 maja). Ale została mi do skończenia część praktyczna (nad którą obecnie siedzę i montuję), a jej termin oddania to połowa maja.
Dlatego pieseczki pomimo wakacji, musiały ciężko tyrać bym mogła teraz ślęczeć przed kompem i sklejać nasze wspólne wypociny. Na szczęście nie zostało tego dużo (większość miałam już nagrane) i nie zajęło nam to całej majówki. Ale i tak wymagało rozgrzania, bo Freya ostatnio zanim zacznie czaić co od niej chcę, to musi chwilę porobić jakieś banały, aby impuls w mózgu zaskoczył i otworzył odpowiednie pudełko. Natomiast Iggy jest gotowy do „pracy” jak tylko usłyszy, że go do siebie wołam (a przynajmniej na razie tak to wygląda).
Burza
Podczas wyjazdu trafiły nam się dwie burze, w dość krótkim odcinku czasu. I tutaj muszę pochwalić swoje futerka, bo totalnie olały grzmoty i błyskawice, które przewalały się nam nad dachem. Jedynie Freya wybudzała się ze snu, gdy jakiś grzmot trwał zbyt długo. Po czym zaraz zasypiała. Pamiętając, jak Frida wyczuwała każdą zbliżającą się burzę z godzinnym wyprzedzeniem i jaki stres przeżywała w związku z tym, cieszę się, że te nic sobie z tego zjawiska atmosferycznego nie robią.
Relaks i zabawa czyli pogłębianie relacji między nami
Działka i jej okolica to jedno z ulubionych miejsc Frei. W jednej chwili problemy i zmartwienia ulatują, i oto przed nami ukazuje się zupełnie inne jej oblicze. Zadowolonej, zrelaksowanej, pełnej życia i zaczepiającej Cię do zabawy. Z czego oczywiście Iggy korzystał, gdy tylko Freya dała się przekonać i zrezygnowała z zabawy z człowiekiem, na rzecz zabawy z nim. Co chwilę potrwało, bo Freya musiała zrozumieć i poznać technikę jego zabawy, i że to nie oznacza dla niej nic złego. W domu przed wyjazdem trochę próbowały się bawić, ale to nie do końca było to. A na działce pokazały, że potrafią i całkiem dobrze im to wychodzi.
Pierwszy raz od dawna (od 9 lat), w końcu jakiś pies (Iggy) zainteresował się leżącym na działce ringo. Byłam tak zaskoczona tym faktem, że przez pierwszych kilka sekund nie rozumiałam obrazów napływających do mojego mózgu. Po czym nastąpiła dzika fala radości, wspólnego biegania, rzucania i szarpania. Oczywiście Freya nie ogarniała z czego tak się cieszymy i dlaczego biegamy za jakąś gumową obręczą.
Co ciekawe, moje pieseczki dogadały się na tyle, że informowały się nawzajem, gdy ktoś niepowołany przechodził nieopodal. Albo, gdy wyszłam poza teren bez nich, to siedziały obok siebie i czekały aż wrócę. Dość ciekawym jest, że gdy jakiś obcy pies próbuje podejść do Frei, to Iggy od razu do tego psa leci i zajmuje jego uwagę. Czy to już symbioza?
Poza tym mogły robić co im się podobało. Kopać w ogródku, roznosić patyki po działce, aby potem móc je gryźć, ganiać muchy, wygrzewać się na słoneczku i rozwalać dookoła swoje zabawki. Ja również korzystałam z wolnego i w końcu dorwałam książkę, która nie była powiązana z nauką. A oprócz tego łączność ze światem była dość niska, ponieważ miałam bardzo kiepski zasięg. Co wiąże się również z tym, że nie miałam dostępu do internetu. Doliczyć do tego psy, spacery po lasach, świergot ptaków i można powiedzieć, że miałam idealny wypoczynek. 😀
Socjalizacja i goszczenie się
Nie obyło się bez socjalizacji. Już na samym początku pieski musiały pokonać same siebie i pojechać obcym autem i prawie obcymi ludźmi w siną dal. O dziwo niewiele sobie z tego zrobiły, pewnie dlatego, że Freya siedziała na moich kolanach, a Iggy był tuż obok na… obcych kolanach. 😛 Ale za mocno nie rozpaczał, jedynie przeciągle patrzył w moim kierunku i pewnie zastanawiał się, dlaczego to on nie siedzi u mnie.
Poza tym wybraliśmy się w gości do rodziny urzędującej w jednej z pobliskich wsi. Iggy’emu chyba zakręciło się w głowie od ilości osób i jasność umysłu odzyskał dopiero, po około dwóch i pół godzinie, kiedy to już wszyscy przestali do niego wzdychać i wyciągać ręce. 😉 Freya zaprezentowała swoje najbardziej ulubione zachowanie zatytułowane „położę się w mieszkaniu w przejściu, a wy sobie radźcie”. Jednak i to uległo zmianie, bo gdy zorientowała się, że nikt nic od niej nie chce, zaczęła się rozglądać co też owe mieszkanie i przylegający do niego ogródek ma do zaoferowania. Podobnie Iggy, co prawda z większą ciekawością i chęcią przeszukiwał zwłaszcza ogródek, ale co tam. Każde idzie we własnym rytmie. 😉
Przy drugiej wizycie praktycznie obyło się bez ich zaciachów w zachowaniu. Od razu się wyluzowały (zwłaszcza Iggy) i zaczęły zajmować się swoimi sprawami w postaci przewąchiwania ogródka, rozmów z psiakiem rezydentem, spaniu pod stołem lub za ławką czy śledzeniu pająków. Zależało mi aby poznały kolejne obce miejsce, obcych ludzi i psich rezydentów.
***
Tak mniej więcej wyglądał nasz długi weekend z dala od zgiełku miasta i inauguracji pokazu fontann. Myślę, że dla psiaków był dość owocny pomimo wolniejszego tempa i słodyczy nic nie robienia.
1 komentarz