Jak już wiecie, nie udało mi się Frei wysterylizować przed cieczką, która jak sądziłam, nie nadejdzie. Oj, naiwna ja. Jednak nie ma tego złego. Mimo pokrzyżowania moich planów socjalizacyjnych w większej grupie psów i aktywności z tym związanej, miałam możliwość zaobserwowania zmian jakie zachodziły w Puszałku przez ten czas.
Było to dość ciekawe doświadczenie, zważywszy, że cieczka u Fridy przebiegała tak samo i bez większych wahań nastroju za każdym razem. Ale każdy pies jest inny i o każdym nauczymy się czegoś innego w takim samym stanie „ducha”. 😉 Oczywiście wszelkie jej zmiany zachodziły pod wpływem poziomu hormonów w jej organizmie i nie ma tu się czemu dziwić. 😉 Chciałam jedynie zaznaczyć ciekawą zmianę w zachowaniu pod wpływem hormonów.
Zachowanie Frei w pierwszym tygodniu niczym się nie różniło od tego wcześniejszego. Była pełna życia, chętnie bawiła się na spacerach, biegała, ganiała się ze mną, socjalizowała i uczyła (ach, niech ona wróci do tego magicznego stanu…). Słowem, nic się nie zmieniło. No prawie, do repertuaru jej zachowań weszło częstsze wylizywanie się. Ale umówmy się, że to normalne i nie ma się do czego przyczepić. 😉
Natomiast w drugim tygodniu, jej dobry humor powoli przygasał. Dalej chętnie wychodziła na spacery (zwłaszcza te rano i długie w weekend), ale mniej się bawiła. Nie była już taka pełna życia, dalej chętnie się uczyła i socjalizowała, ale towarzyszący wcześniej temu pozytywny nastrój gdzieś ulatywał. Było też kilka wieczorów, kiedy odmawiała wychodzenia na dwór uciekaniem do klatki lub na posłanie. Po trzech dniach (na szczęście) jej przeszło.
Ale w domu zaczęła przychodzić i upominać się o głaski, mizianki i częściej szukała towarzystwa człowieka. Byle być bliżej ludzia, który od czasu do czasu pogłaszcze czy podrapie za uchem, a ona w zamian dawała brzucho do głaskania i ciepłe spojrzenie pełne miłości. (*.*)
W trzecim tygodniu była mieszanka wybuchowa. Często miała wahania nastrojów od mega zadowolonego z życia pieska, do prawieże głębokiej depresji. Czasami ta zmiana bywała dość nagła, tak,że nie nadążałam za jej reakcjami. Najbardziej mnie martwiło, że pod koniec ostatniego tygodnia cieczki zaczęła miewać ponownie nawroty reakcji panicznych np. na dźwięki czy przed psami. Aczkolwiek tutaj jestem w stanie ją zrozumieć, bo gdy prosiłam by ktoś odwołał psa bo sunia ma cieczkę, słyszałam „ale ona sobie świetnie radzi z odpędzaniem go”. No, fakt, świetnie to ona przypomniała sobie jak reagować na psy, które biegną w jej kierunku. Czyli kulimy się, piszczymy i pokazujemy zęby, a gdy to nie pomaga uciekamy…
Ale ok, tutaj mogłam popełnić ten błąd, że nie zawsze rozglądałam się czy jakiś pies przypadkiem nie biega luzem w naszej okolicy i w ten sposób, nie spróbowałam uniknąć sytuacji niekomfortowej dla niej.
Powolutku odwracam tą ponowną niechęć do obcych psów. I cieszę się, że jest kilka osób u nas w parku, które mi w tym pomagają. I ponownie trzeba budować pewność siebie Puszałki przy innych psach. Ale jak raz się udało to i uda się ponownie! 😀
***
Taka ciekawostka, wiedza ludzi na temat psów jest dalej bardzo mała. Podczas tych trzech tygodni miałam sporo pytań o to, ile trwa cieczka u suki i jak często się pojawia. Od osób, które mają psa lub miały psy „od zawsze”.
Dzięki za artykuł wskazal mi co się aktualnie dzieje w moim domi. Tosia jest moją już trzecią adopculyjną sunią ale jako pierwsza trafiła do mnie jak młódka przed pierwszą cieczką. Pozdrawiam