Zdecydowanie to będzie wpis pochwalny dla linki/smyczy treningowej. A to, dlatego, że dzięki jej zastosowaniu zaczęłyśmy prawie z dnia na dzień wychodzić na normalne spacery.
Może problemy na spacerach, nagły lęk przed nimi wynikały z tego, że czuła się przytłoczona? Miała za mało swobody, ja zbyt dużo od niej wymagałam, za bardzo kontrolowałam? Może Freya też nie lubi, jak ktoś jej patrzy na „ręce”. 😉 Jedno jest pewne, dalej nie bardzo chce (sama) pójść w inne miejsca niż park nieopodal, ale cieszę się, że w ogóle chce gdzieś chodzić i widzę, że czerpie z tych spacerów radość.
Oczywiście, żeby nikt nie pomyślał, że nasz problem skończył się z chwilą podpięcia linki do szelek. Linka jedynie nam pomogła przełamać pewne bariery. Ale zanim wyszłyśmy na 20 minutowy spacer w ogóle, wzmacniałam w niej najmniejszą chęć spokojnego chodzenia i eksplorowania otoczenia. Głównie takie zmiany w jej zachowaniu pojawiały się po 5 nad ranem lub między 22, a 23 kiedy wychodziłyśmy na trawnik przed domem lub podwórko, (czyli w momencie, kiedy było w miarę spokojnie). Po kilku takich spokojnych spacerach, zaczęłam przeobrażać wychodzenie z domu w swego rodzaju zabawę by w ogóle chciała wyjść poza budynek z własnej woli – nawet na chwilkę, aby pokazać jej, że zaraz może wrócić do budynku gdyby ją coś zaniepokoiło. I tak wyglądały nasze wieczorne sesje spacerowe.
Aż do pewnego dnia, gdy podczas porannego spaceru wyniosłam ją do parku i nawet chciała iść dalej. Ale wtedy pojawiły się inne problemy, rozmijałyśmy się w naszych pomysłach na spacer. Dalej nie wychodziła na spacer z własnej woli, ale wieczorami uparcie ćwiczyłyśmy wychodzenie i drobne kółka po podwórku.
Zaczęła stawiać drobne kroczki w chodzeniu w kierunku parku, ale to jeszcze nie było to. Któregoś wieczoru przy wychodzeniu na podwórko podpięłam jej linkę. Freya była zdziwiona, że nie idę za nią krok w krok, ale widziałam, że próbowała na ile może odejść. Wróciła do budynku, ja zostałam na podwórku, wyszła zdziwiona, przeszła się wokół krzaków i wróciłyśmy do domu. Następnego dnia, linkę zabrałam na poranny spacer. Po pierwszych przepychankach, kuszeniu żeby jednak poszła trochę dalej, bo w parku nikt nie gryzie, na głowę nic nie spada itd., poszła, a ja po chwili podpięłam jej linkę i patrzyłam jak się zachowa. Była dalej niepewna, ale szła, bo ja gdzieś szłam. Poszłyśmy na jeden z większych trawników, na którym spędziłyśmy większość spaceru gdzie suńka trochę się ogarnęła. Następnego dnia powtórzyłam cały proces i dopiero kilka dni później, sama zeszła do parku i chętniej chodziła po nim. Widocznie przekonała się, że nic jej nie ugryzie. 😉
Doszło do tego, że gdy któregoś dnia, gdy kosili trawę (w deszczowy dzień, oh yeah) podkaszarkami, (za którymi Freya nie przepadała) ganiałyśmy się na trawniku obok, a na niej odgłosy te nie robiły wrażenia (!).
Dzięki lince poczuła się na pewno swobodniej, nie była całkowicie zależna od tego, w jakim kierunku idziemy, w jakim tempie i z jakimi postojami. A ja nad nią nie stoję, nie zatrzymuję się, gdy ona się zatrzyma. Może podbiegać, skakać po krzakach, niuchać w nich, obiegać je dookoła. Może pokazywać swoje naturalne zachowanie. Myślę, że to uczucie pozwoliło jej chętniej wychodzić na spacery i przekonało ją, że na zewnątrz też może być fajnie (ale wiadomo, jeszcze nie 100% w to wierzy).
Podczas spacerów mogłam też ją obserwować. Jak się zachowywała na różne odgłosy, gdy pies do nas podbiegał, jaka była jej reakcja, gdy byłyśmy w grupce psów i podszedł do nas pijaczek. Mogła wyrażać siebie przy spotkaniach z innymi psami, eksplorować teren po swojemu i biegać z szaleńczą pasją pod górkę.
Przy tej okazji zaczęłyśmy ćwiczyć przywołanie, które nie zawsze nam wychodzi, zwłaszcza, gdy Freya jest zestresowana (a wiecie, że od około 10 dni, nie widziałam, by się stresowana na spacerach porannych? :D). Ale udało mi się ją przywołać, gdy gdzieś szła z innym psem! 😀 Dla mnie to duży sukces. 😀 Tak poza tym ładnie się pilnuje, towarzyszyła mi za każdym razem, gdy zbierałam z trawników śmieci i zanosiłam do koszy. Mimo, że parę razy udało jej się poganiać z psami, po rozstaniu z nimi, chciała ganiać się ze mną jakby z większą chęcią i pasją.
Nie mówię, że jest idealnie – bo gdy z budowy obok coś zrzucają to nie wyjdzie. Z popołudniowymi spacerami dalej jest problem, ale intensywnie nad tym pracujemy. Jednocześnie zaliczając socjalizację z innym psem. 😉 Ale są postępy i tego się trzymajmy. 😀