Długo zastanawiałam się czy w ogóle wybrać się na ten event. Głównie ze względu na dość mocno (zwłaszcza w ostatnim czasie) huśtającą się psychikę Frei. Obawiałam się, że może na tyle się przestraszyć, że odmówi jakiejkolwiek współpracy. Z drugiej jednak strony wiedziałam, że na spacerze nie będziemy iść grupą stu psów, że ta ilość zawsze się jakoś rozłoży na tych parę osób i psów przed oraz za nami. Chciałam moją psinę zsocjalizować z pewnym organizacyjnym bałaganem, zupełnie inną atmosferą spacerów niż te, jakie mamy na co dzień, pewnego rodzaju przygodą, obcymi psami przewijającymi się dookoła i innymi rzeczami. A co z tego wyszło?
Zacznę najpierw od krótkiego wstępu, czym dokładnie jest impreza na którą się wybrałyśmy. „Bieg po lesie – Zabierz piesia do Międzylesia” to już po raz trzeci zorganizowany charytatywny bieg na rzecz fundacji AST i ARGOS (Ośrodek dla kotów miejskich KOTERIA). Oprócz tego, organizatorki promują „uprawianie aktywności z czworonożnym towarzystwem”. Przyznacie, że bardzo fajny cel. 🙂 Można się trochę poruszać, spędzić czas ze swoim psiakiem i wspomóc fundacje. 🙂
Powiem szczerze, że miałam nadzieję, iż będzie dużo mniej ludzi. Stwierdziłam, że w mniejszym tłumie Freya będzie mniej wystraszona. Gdy organizatorki zamknęły zgłoszenia i zobaczyłam ile jest zgłoszonych osób trochę mnie wcięło. Chętnych na bieg i spacer było ponad 300 osób. W tamtym momencie nawet przez głowę przeszła mi myśl, żeby zrezygnować. Ale zaraz, rezygnować bo jest dużo osób? Przecież nie będziemy wszyscy szli wielgachną grupą. Po starcie ta ogromna ilość osób i tak się rozłoży na mniejsze grupki czy wręcz na pojedynczych uczestników. I do tego drugiego najbardziej dążyłam na spacerze. A poza tym, nie wymiękajmy, nie można strachliwego pieseczka trzymać pod kloszem całe życie! 😛
Zapisałam siebie i Freyę na 5 km spacer (o bieganiu nawet nie pomyślałam, to jeszcze nie nasze rewiry, ale kto wie, może w przyszłym roku? ;)). W niedzielę (17.09) w miasteczku biegowym pojawiłyśmy się trochę po dziesiątej. Sprawdziłyśmy jaki mamy numerek na listach startowych i ustawiłyśmy się w kolejce po pakiet startowy. Freya chodziła z podkulonym ogonem, ale dzielnie podążała za mną. Zdecydowanie nie wiedziała co się dzieje. Po odebraniu naszego pakietu poszłyśmy w odludne miejsce żeby się trochę ogarnąć i przede wszystkim aby dziewczyna mogła się trochę odstresować.
Spacer ruszał o 11, więc podeszłyśmy bliżej linii startu gdzieś za pięć jedenasta. Jednak okazało się, że wyruszymy o 10 minut później (jakieś organizacyjne komplikacje). Na początku było całkiem zacnie, pomimo pojawiających się nowych, różnych psów i lekkiego zdenerwowania, Freya wytrzymywała to całkiem ładnie. Jednak po upływie około 10 minut widziałam, że już miała dość tej ilości szczekających psów i odgłosów z głośników. Na jej szczęście, chwilę później zaczął się nasz spacer.
Na początku nie opuszczał Frei stresik. Widziałam że to, że psy szły przed nią, za nią, ich rozemocjonowanie ją stresowało. Chwilę później zrobiły się większe przerwy między uczestnikami i już szła pewniej. Z każdymi przebytymi 10 metrami było coraz lepiej. Aż nadbiegli uczestnicy biegu na 10km. I wtedy psiak się wystraszył i usiadł w miejscu. I dopóki większe grupy biegnące nie przebiegły, nie ruszyła się z miejsca. Potem znów poszła dalej, aż do czasu uczestników biegu na 5km. Wtedy znów usiadła na tyłeczku i zatamowała ruch uczestników spaceru. Na szczęście to zawieszenie trwało dużo krócej niż to pierwsze i gdy zrobiło się spokojniej, ładnie poszła do przodu.
Tak po prawdzie, od tamtej pory już ładnie szła. Nawet się odprężyła na tyle, że zaczęła niuchać po krzakach. Wyluzowała, zwolniła kroku, szła przy nodze. Widziałam, że spacer zaczął jej się podobać pomimo dużej ilości psów (normalnie będąc na spacerze spotykamy góra 2-3 psy). Później, gdy trasa spaceru i biegu na 10 km się połączyła, i mijali nas biegacze trochę się zestresowała, po czym zaczęła biec za jednym z uczestników. I tak się nakręciła, że wyprzedziłyśmy z kilka par spacerowych. Do końca spaceru już ładnie szła, spokojnie, bez nadmiaru zbędnych emocji i stresu. Jedynie przed linią mety zaprotestowała i nie chciała iść na przód, bo usłyszała głos z głośnika. Ale bunt trwał na szczęście jakieś kilka sekund.
Na trasie miałyśmy niestety jeden mało przyjemny incydent. Pewna Pani szła ze swoimi psami na smyczach automatycznych typu sznurek i kompletnie nie panowała nad swoimi pieskami. Do tego stopnia, że ona sobie szła nie zważając na ich poczynania, a one plątały się tak, że podcięły Freyę tymi smyczami. Biedna się wywaliła i klapnęła na tyłku. Przez to, że nie wiedziała co się stało to trochę się wystraszyła. A tak poza tym obyło się bez komplikacji.
Jestem taka dumna z Frei! Dała radę, ładnie współpracowała, nie było paniki i ucieczki w nieznane. Podążała za mną, pilnowała się, rozluźniła zwoje i cieszyła się spacerem po lesie (wchodząc przy tym czasami ludziom pod nogi…). Było naprawdę ekstra, jak na to, że razem żyjemy dwa miesiące, a ona miała takie ogromne lęki gdy do mnie trafiła. <3
EDIT.
Dołączam zdjęcia wykonane przez Traficco podczas trwania imprezy. Serdecznie dziękuję! 😀
Piękna 🙂
Dziękuję 🙂
🙂 super! Tak jak czytam o strachu Frei, to już sama nie wiem co lepsze, chyba jednak wolę moją morderczą bestię, przynajmniej wiem, że mogę ją wepchnąć każdą sytuację i wiem, że da radę jeśli tylko inne psy nie przekroczą jej osobistej przestrzeni. Smycze automatyczne – sznurki, linowe, to jakaś porażka, ludzie totalnie nie potrafią z nich korzystać. Tajdze kiedyś taka przecięła boleśnie skórę na brzuchu, blizna była dłużej niż po sterylce. Mam nadzieję, że mała sie rozkręci i nabierze pewności siebie!
Wydaje mi się, że dużo pracy trzeba włożyć przy jednym i drugim przypadku. 😉
Im bardziej mam do czynienia z ludźmi, którzy chodzą z takimi smyczami tym bardziej ich nie lubię. Sama nie umiem się na takiej poruszać, dlatego jak znajomi zostawiają mi psy i chodzą one na automatach to zawsze biorę jakąś przepinaną smycz ze sobą. O masz… biedna, to się niepotrzebnie nacierpiała. :/
Dzięki! 🙂