Chciałam Wam przedstawić naszego nowego członka rodziny – Freyę. 🙂
Ale od początku!
Po odejściu Fridy, na początku nie byłyśmy z Mamą gotowe na nowego psiaka. Każdy, którego widziałyśmy powodował, że odsuwałyśmy się jak kot, który wyczuje lakier do paznokci. Jednak obie wiedziałyśmy, że weźmiemy następnego psiaka, ale potrzebowałyśmy czasu by do tego dojrzeć.
I ów czas nadszedł. Zaczęłyśmy się interesować różnymi psiakami, bo miałyśmy już dosyć pustego domu. Szukałyśmy, oglądałyśmy zdjęcia, dzwoniłyśmy, pytałyśmy. I często było tak, że jakiś psiak albo był już zarezerwowany, albo był już adoptowany. Ale dzielnie poszukiwałyśmy dalej! Aż pewnego dnia wyświetliło mi się zdjęcie wystraszonej psiej mordki. Przeczytałam opis, obejrzałam resztę zdjęć i po rozmowie z Mamą zadzwoniłam do Schroniska. Tam dowiedziałam się o suni trochę więcej. Przedyskutowałyśmy z Mamą co wiemy o psince i postanowiłyśmy, że chcemy ją zobaczyć. Zadzwoniłam do Schroniska i poprosiłam o zapisanie nas na spotkanie zapoznawcze. Pięć dni później (dla ścisłości, to był wtorek) siedziałyśmy w samochodzie w kierunku Poznania. (Dygresja – Tak, serio pojechałyśmy do Schroniska pod Poznań – a nawet pod Śrem, aby zapoznać się z psem. I tak, wiem, że w Warszawie jest Schronisko, bywam w nim w miarę regularnie.). Sunia miała tylko zostać wysterylizowana i mogłaby jechać do nowego domku, a Panie miały się skontaktować na kiedy byłby ustalony termin zabiegu. W piątek dowiedziałam się, że termin jeszcze nie został ustalony i żebym zadzwoniła dnia następnego, gdy na obiekcie będzie weterynarz. W sobotę okazało się, że pani wet jedzie na urlop i najbliższy termin mógłby być za dwa tygodnie. Po krótkiej rozmowie, doszłyśmy z Panią do porozumienia, że mogą nam ją wydać bez sterylizacji o ile zobowiążemy się do zrobienia tego we własnym zakresie. I tak oto w niedzielę wracałyśmy do Warszawy z nowym członkiem rodziny. 🙂
Po tak przydługim wstępie, czas abym napisała coś o samej Frei. 🙂
Tak o niej napisali na stronie Schroniska:
Lena w dniu przyjęcia do schroniska była bardzo zaniedbana. Wychudzona, przerażona, z posklejaną sierścią. Z czasem Lenka otworzyła się na ludzi. Okazała się delikatną i wrażliwą sunią, która nie ucieka już przed człowiekiem, a zamiast tego szuka u niego wsparcia. Może zamieszkać w domu ze spokojnymi dziećmi i psami. Lenka nie potrzebuje wiele ruchu, także dobrze poczuje się w mieszkaniu.
Tak, w Schronisku miała na imię Lena. 😉 Dziewczyna ma około dwóch lat, sięga do kolan i obecnie waży 15 kg (ważyłyśmy się u weta we wtorek). A oprócz tego ma gigantyczne lęki. Boi się chodzić po mieszkaniu, do budynku nie podejdzie bo się boi, grupka czterech osób już jest dla niej straszna. A największy popłoch wzbudzają w niej dzieci… Na jednym spacerze jest super, pomimo mnogości bodźców (śmieciarka, szeleszczące torebki, krzyczące dzieci, obce psy na horyzoncie). Na innym wystarczy, że… wyjdzie? Nie wiem, słońce krzywo świeci? Przez trzy spacery wychodziła w to samo miejsce i nie było stresu. Nagle na czwartym robi osła i nigdzie nie chce iść (niestety ma tendencję do osłowania na środku jezdni). Ale nie ma co się dziwić dziewczynie, przeszłość ma raczej bujną. A do tego dochodzą szmery w płucach i wysoka temperatura na dworze (przeziębiło nam się maleństwo).
A co do jej przeszłości.
Najpierw trafiła do Fundacji Przyjaciele Zwierząt w Gnieźnie, gdyż błąkała się po tym mieście. Nikt jej nie kojarzył, nikt się po nią nie zgłosił. Tam została umyta, ostrzyżona z kołtunów i sklejonej sierści oraz wyleczona z infekcji skórnej. Oprócz tego nakarmili ją i napoili (jak się okazało trafiła do Fundacji odwodniona). Potem trafiła do Schroniska w Gaju (a raczej Fundacji Schroniska dla bezdomnych zwierząt w Gaju), skąd adoptowałyśmy psiaka z irokezem. 😉
Gdy przyjechałyśmy do Schroniska w Gaju, trzeba było ją wynieść z boksu, bo sama nie chciała z niego wyjść. Do psów ma bardzo poddańczy stosunek, do ludzi podchodzi nieufnie, ale jest ciekawa. Często ją coś zainteresuje, lubi obserwować różne sytuacje lub zachowania, chętnie by podchodziła do każdego napotkanego psa. Spokojnie znosi podróż samochodem, jest czysta, nie załatwia się w domu. Schodów również się boi, ale łatwiej jej przychodzi wejście po schodach na górę niż zejście na dół.
Mamy nad czym pracować i widzę, że od niedzieli zrobiła ogromne postępy. Sukcesem dla mnie jest gdy przez cały spacer zrobi raptem dwa kółka ze stresu wokół mojej lub swojej osi. Powoli (z naciskiem na powoli) poznajemy nowe tereny wokół nas i ćwiczymy podchodzenie do budynków czy schodów. W domu czuje się już pewniej, nawet wczoraj przeszła przez próg mieszkania z klatki schodowej (yay!). Kroczek po kroczku wyjdziemy z lęków, ale na to potrzeba dużo czasu, cierpliwości i parówek. 😉
Cudowna historia! Na pewno wszystko się ułoży 😉 ciekawe jak będzie wyglądała ofutrzona i wyczesana. 😉
Dla wszystkich to jest zagadka jak będzie wyglądać. 🙂
Musi się ułożyć, nawet jak nie uda się ze wszystkiego wyjść to trudno. Z drobnymi skazami można żyć. 😉 Chciałabym aby przestała tak nadmiernie się stresować, bo się dziewczyna wykończy.
Też na początku chciałam psiaka adoptować. Oglądałam zdjęcia, czytałam i szukałam. Jednak im bardziej wgłębiałam się w temat, tym bardziej docierało do mnie czego chce i co mogę wziąć. Choć nie powiem, bo do niektórych adopciusiów serce mocniej biło.
Powodzenia i życzę wielu wspaniałych wspólnych lat 🙂
Dziękujemy 🙂
Założyłam sobie, że nie będę kupować psa (chociaż mam dwie rasy, z których skłonna bym była zakupić psiaka), bo właśnie chciałam jakąś bidę adoptować, aby uratować jej życie. Wierzę, że nie ma psów bezproblemowych, dlatego „na klatę” wzięłam wszystkie jakie miała Freya i jakoś sobie z nimi radzimy. 😉
Podziwiam. Naprawdę, bo adoptowanie psa po przejściach to nie lada wyzwanie, aby wyprowadzić go na prostą. Choć sama szukałam z sentymentu rudych kundelków do adopcji to jednak nie dałabym teraz rady 🙁 Może kiedyś tam w przyszłości,może…
Moim szczęściem jest to, że obecnie mam tę możliwość by poświecić Frei ten niezbędny czas aby ją ogarnąć. W przyszłości zawsze istnieje nadzieja, że będzie się miało jeszcze takie psiaka z sentymentu. Ja pewnie kiedyś w przyszłości adoptuję jamniko-podobnego psiaka z czystego sentymentu. 😉